Jak kierowca ciężarówki dostał skrzydeł

2013-01-19 3:00

Tomasz Wojtowicz od najmłodszych lat marzył o tym, żeby latać. Czytelnikom "Super Expressu" opowiada o swojej pasji, która stała się również sposobem na sezonowe zarobki. O lotnictwie może opowiadać godzinami...

- Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z lataniem?

- Kiedy byłem nastolatkiem, jeszcze w Polsce, w aeroklubie suwalskim. W wieku 17 lat po raz pierwszy zacząłem latać na szybowcach. Niestety, po paru miesiącach szkolenia musiałam się rozstać z lataniem. Życie osobiste, studia, praca, no i wieczny brak funduszy.

- Mimo wszystko nie odpuściłeś i nie zrezygnowałeś z dążenia do realizacji marzeń?

- Bardzo zafascynowało mnie lotnictwo. Dlatego gdy przyleciałem do Stanów, a było to już 11 lat temu, postanowiłem wrócić do swojej pasji. Na początku musiałem zrobić rozeznanie. Gdy już się zorientowałem, gdzie można zrobić uprawnienia, zapisałem się na kurs i tak cztery lata temu w Ellenville w stanie NY zdobyłem uprawnienia pilota awionetek.

Rok temu zacząłem się szkolić na śmigłowcach.

- Co cię najbardziej pasjonuje w lataniu?

- Latanie na śmigłowcach daje mi największą frajdę i satysfakcję. Z ciężarówki, którą jeździłem zawodowo, przesiadłem się na śmigłowiec Robinson. Był to najpiękniejszy okres w moim życiu. Dostałem pierwszą pracę związaną z lataniem. Miałem to szczęście, że opryskiwałem pola kukurydzy w Illinois i Wisconsin. Co prawda była to jedynie praca sezonowa, ale dał mi ona ogromną satysfakcję i sprawiła olbrzymią frajdę. To jedna z największych przygód, jaka mnie spotkała.

- Czy masz już swoją awionetkę?

- Tak, przypadek sprawił, że stałem się jej właścicielem. Stało się to dokładnie wówczas, kiedy ukończyłem kurs i zdobyłem licencję. Wówczas udało mi się namówić instruktora żeby odsprzedał mi swoją szkoleniową starą cessnę 152. Zakochałem się w niej niemal od pierwszego wejrzenia. Zacząłem krok po kroku ją remontować i odnawiać, a ona z wzajemnością dawała mi setkę po setce godzin spędzonych w powietrzu.

- Czyli udało ci się już spełnić marzenia?

- Powoli je realizuję. Pierwszą podróżą był lot z Nowego Jorku na Florydę, a z Florydy na Bahamy. Trasę mojej lotniczej przygody wyznaczały małe wysepki - od Turcs i Caicos do Puerto Rico. W drodze powrotnej udało mi się bardzo tanio pomalować cessnę na Dominikanie. To była prawdziwa przygoda, czysta esencja marzenia o lataniu, podróżowaniu, poznawaniu i wielkich przygodach.

- A jakie masz kolejne plany?

- W tym roku zamierzam oblecieć Zatokę Meksykańską. Zaczynam w Nowym Jorku i lecę do Teksasu i dalej do Meksyku, Belize, Hondurasu, Kostaryki. Następnie

z Puerto Rico wrócę do domu. Startuję już 10 lutego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki