Moskwa nie przestraszyła się zamachów w metrze. Życie toczy się normalnie

2010-03-30 2:50

Przemysław Marzec, korespondent RMF FM w Moskwie, specjalnie dla "Super Expressu": Dlaczego terroryści wybrali akurat stacje Łubiankę i Park Kultury? To najprostsze pytanie, na które wszyscy w Rosji znaleźli odpowiedź. Moskwiczanie próbowali sobie tłumaczyć, że dlatego, ponieważ obie stacje są w centrum miasta. Wokół są ważne budynki rządowe, m.in. Federalnej Służby Bezpieczeństwa.

Z kolei z Łubianki można w kilka minut przejść w okolice Kremla. Ale to nie jest, jak mi się wydaje, trafna hipoteza. Terrorystom chodziło o osiągnięcie maksymalnego efektu. I udało im się. Łubianka i Park Kultury są centralnymi stacjami, codziennie podróżują tu tysiące pasażerów. Ponadto w godzinach, kiedy doszło do zamachu, rzeczywiście jest tu tłok. Jednak nawet w tej strasznej chwili władze nie zdecydowały się wyłączyć ruchu w metrze. Dopiero wówczas stanęłoby miasto. Nawet na Łubiance i Parku Kultury wyłączono tylko ruch w jedną stronę. Zamach terrorystyczny nie wystraszył mieszkańców Moskwy.

Rozmawiałem z ludźmi, którzy prawie zaraz po zamachu przejeż-dżali przez te stacje i widzieli zwłoki leżące na peronach. Mimo tego strasznego widoku oni też kontynuowali podróż metrem. – Nie możemy inaczej dojechać – mówiły mi matki z dziećmi, starsi ludzie. Bezpośrednio po wybuchach ruch rzeczywiście był mniejszy, ale niewiele. O piętnastej już było normalnie, jak co dzień. Zresztą inaczej się nie da. Nie wyobrażam sobie, co musiałoby się stać, żeby zasiać panikę w tym mieście. To jest przecież prawie 20-milionowa metropolia.


 

Moskwa to nie Warszawa. O tym, że coś się stało, przypominała reakcja milicji, służb bezpieczeństwa i najwyższych władz. W metrze pojawili się milicjanci z psami, w centrum wokół stacji pełno było radiowozów. Chyba po raz pierwszy od lat w centrum miasta lądowały śmigłowce. Zwykle ze względów bezpieczeństwa nie pozwala się na przelot absolutnie żadnych samolotów, nawet śmigłowce ratunkowe nie mogą lądować. Tym razem pozwolono.

Gdyby nie śmigłowce, ratowanie rannych byłoby mocno utrudnione. Karetki nie przebiłyby się w ogromnych, wielokilometrowych korkach. Mieszkańcy starają się normalnie żyć, dalej jeździć metrem i też nie bardzo oczekują od władz, że zostaną wykryci zamachowcy. Po zamachu ogłoszono, że są bardzo dokładne zapisy na kamerach. Sekunda po sekundzie. Widać dwie młode kobiety z Kaukazu ok. 18-20-letnie. Są w towarzystwie kobiet Słowianek. Czy zostaną odnalezieni ci, którzy stali za zamachem, czy będą osądzeni?

Moskwiczanie wątpią. Ludzie mówią, że za kilka lat gdzieś w Czeczenii zostanie schwytany, zabity jakiś bojownik i wtedy władze Rosji powiedzą, że to właśnie on zorganizował zamach w metrze. Tak zawsze się dzieje. Pozostaje pytanie, co w takim razie z trzecią osobą? Znaleziono przecież trzeci pas z ładunkami. Na razie do zamachu przyznał się Doku Umarow, watażka czeczeński. Ale on się do wszystkich zamachów przyznaje. I nikt już poważnie nie traktuje jego słów. 

Relacji Przemysława Marca słuchaj w Faktach po Faktach RMF FM

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki