Gdy zatrzymano pięciu Czeczenów podejrzanych o zabójstwo Borysa Niemcowa, a jeden z nich przyznał się do winy, opozycja komentowała to ze sceptycyzmem. Według oficjalnej wersji wydarzeń Zaur Dadajew (32 l.) zastrzelił Niemcowa, bo jako wyznawca islamu był oburzony wygłoszonym przez opozycjonistę potępieniem zamachu na "Charlie Hebdo". Teraz siedzący w areszcie tymczasowym Czeczen poskarżył się obrońcom praw człowieka i gazecie "Moskowskij Komsomolec", że było całkiem inaczej!
Jak twierdzi, śledczy torturami i groźbami zmusili go, by przyznał się do winy. "W chwili zatrzymania byłem w towarzystwie dawnego podwładnego. Powiedzieli, że jeśli się przyznam, to go zwolnią. Zgodziłem się. Pomyślałem, że jego ocalę i że mnie do Moskwy dowiozą żywego. W przeciwnym razie stałoby się ze mną to samo, co z Szawanowem. On rzekomo wysadził się w powietrze granatem" - cytuje gazeta szokujące słowa Dadajewa. Mężczyzna, o którym mówi Czeczen, to szósty podejrzany. Zginął przy próbie zatrzymania.
Polecamy: Anna Duricka, partnerka Niemcowa drży o życie. Zabójcy groża jej śmiercią
Czytaj także: Times porównuje: Niemcow jak Popiełuszko