- Biegam z apteczką między dwiema wioskami - zdążył nam tylko powiedzieć w środę, gdy dodzwoniliśmy się na jego nepalski numer telefonu. Gdy znajdzie czas, Internet i prąd, pisze na Facebooku o tym, co robi od czasu sobotniego trzęsienia ziemi, w którym mogło zginąć nawet 10 tys. osób.
Ten mieszkający od dwóch lat w Nepalu instruktor paralotniarstwa rzucił się na ratunek rannym i tym, którzy zostali bez dachu nad głową. "Wróciliśmy z gór do obozu w dolinie. Roznosiliśmy jedzenie, ubrania, koce. Ryzyko przekraczania skalnych osuwisk zostało wynagrodzone uśmiechem dzieci odbierających 10 kg ryżu i osób ściskających ze łzami w oczach dłoń podczas czyszczenia ran jodyną" - opisał swój typowy dzień.