Przebiegli dystans maratonu po Central Park

2012-11-05 22:30

Mimo tego, że planowany na niedzielę 4 listopada Maraton nowojorski z powodu zniszczeń jakie poczynił huragan Sandy oficjalnie się nie odbył (został odwołany przez władze miasta), to jednak maratończycy z całego świata, którym udało się dostać o Nowego Jorku postanowili mimo wszystko przebiec trasę Maratonu. Co prawda dystansu 42 km 195 m nie pokonali tak jak planowano ze Staten Island przez Most Brooklyński i centralne dzielnice metropolii, jednak zawodnicy spotkali się rano w niedzielę w Central Park, aby przebiec dystans parkowymi alejkami. Wśród tych, którzy biegli w Central Park znaleźli się również Polacy. Należy podkreślić, że po raz pierwszy w swojej 42 letniej historii  Maraton nowojorski został odwołany. Nie odwołano go nawet w 2001 roku po zamachach terrorystycznych z 11 września, które w wielką górę ruin obróciły wieże World Trade Center.

Pan Marek Romanek z Zambrowa, przyleciał do Nowego Jorku specjalnie na nowojorski maraton, w którym wziął udział wraz ze swoim synem Maciejem. - Do udziału w tym wiekom światowym wydarzeniu zachęcił mnie syn, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny – mówi Marek Romanek.

- Dokładnie dwa lata temu namówiłem ojca na udział w maratonie nowojorskim. Od tamtego czasu każdy jego pobyt za wielką wodą jest związany z udziałem w maratonach. Ojciec biegł już w półmaratonie Brooklyńskim. Nowojorski miał być pierwszym jego maratonem – mówi Maciej. Polacy biorący udział w tym niesamowitym sportowym wydarzeniu nie kryli wzruszenia i zadowolenia, że mimo niesprzyjającej sytuacji zdecydowali się spotkać w niedzielę rano w Central Park i przebiec dystans maratonu po jego uliczkach. - Pojawiliśmy się w parku o wyznaczonej wcześniej godzinie i to co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. W parku biegło już tysiące ludzi, bardzo ciężko jest określić ile, ale na pewno było przynajmniej kilka a możne nawet kilkanaście tysięcy biegaczy – opowiada nie mogący powstrzymać emocji Maciej. -  Gdy spotkaliśmy się z umówioną grupą i okazało się, że nie ma co czekać na wyznaczoną godzinę startu i powinniśmy biec kiedy tylko mamy ochotę i tak też zrobiliśmy - na trasie byliśmy już około 9.20 am. - opowiada Maciej. - Już podczas pierwszego okrążenia okazało się, że było tak dużo biegaczy, że bardzo ciężko było utrzymać swoje tempo i trzeba było się podporządkować reszcie uczestników biegu – opowiada    Maciej. - Najgorzej było w miejscu gdzie miała być meta NYC Marathon, gdyż tam było tysiące ludzi,zarówno biegaczy jak i widzów, którzy robili zdjęcia – dodaje uczestnik biegu. Należy podkreślić, że osoby biorące udział w biegu po parku same postanowiły, że przebiegną dystans maratonu w związku z tym nie była to impreza, która miała odpowiednią ochronę. - W pewnym momencie pojawiła się policja i karetki pogotowia. Wydaje mi się, że nikt nie spodziewał się, że tyle ludzi się pojawi w parku – relacjonuje Maciej. Jak stwierdził nasz rozmówca ludzie na trasie byli niesamowici, zarówno biegacze, którzy widząc rożne flagi wykrzykiwali nazwy krajów poszczególnych zawodników, a wszyscy wyglądali na szczęśliwych. - Warto dodać, że widzowie stanęli na wysokości zdania mimo tego, że nie było oficjalnego biegu, na trasie dziesiątki ludzi podawało nam wodę, napoje energetyczne i batoniki. Przy każdym okrążeniu wielokrotnie słyszeliśmy "go Poland" lub "go Polska" – opowiada Maciej.

Okazuje się, że trasa w Central Parku jest bardzo wymagająca i po ukończeniu dystansu maratońskiego - 26.2 mili, zawodnicy byli wykończeni. - Mój tata jak ukończył bieg i doszedł już do siebie wykrztusił tylko "rewelacja". Stwierdził, że jedynie czego mu zabranie to medalu,bo wrażenia są nie do zapomnienia – mówi Maciej. Aby zrobić pełen dystans maratonu, zawodnicy musieli przebiec pełne cztery okrążenia i jeszcze dodatkowo 2 mile. - Naprawdę było warto - na trasie spotkaliśmy kilku Polaków, między innymi parę z Warszawy, która z Polski przyleciała w piątek. Dopiero po ulokowaniu się na Harlemie, dowidzieli się, że maraton jest odwołany. Jak się ich spytałem czy wracają za rok, od razu powiedzieli, że na pewno – relacjonuje Maciej. Pan Marek i jego syn Maciej na umownej mecie, znajdującej się przy E90, zameldowali się po 3 godzinach, 49 minutach i 19 sekundach. -  Naszym planem było złamać 4 godziny i tak też się udało, w sumie to nawet byliśmy zaskoczeni, że udało nam się utrzymać tempo. Tata już zdecydował, że na pewno wraca za rok. A ja regeneruję siły przed  24 godzinnym biegiem, który ma się odbyć za dwa tygodnie w New Jersey – kończy zmęczony Maciej. A my życzymy powodzenia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki