Opat słynnego klasztoru Szaolin w Chinach objęty śledztwem. 60-latek miał defraudować pieniądze, wydawać na luksusy i piękne kobiety
Wielka afera w klasztorze Szaolin! To miejsce znane na całym świecie - pozornie symbol uduchowienia i mądrości, w praktyce już od pewnego czasu komercji obliczonej na turystów. Ale tradycje tego miejsca są naprawdę szacowne. Klasztor powstał jeszcze w V wieku naszej ery, stając się kolebką kung-fu i miejscem nauczania buddyzmu zen. Mnisi z Szaolin znani byli z niezwykłych zdolności kontrolowania ciała i umysłu, a pokazy z ich udziałem, podczas których łamali na sobie pręty czy kładli się na ostrzał jak fakir stały się sławne. Klasztor przetrwał wszystkie dziejowe zawirowania, nawet komuniści go nie zniszczyli. A w XXI wieku stał się atrakcją turystyczną. Jedni szukali tutaj doznań duchowych, inni czegoś na kształt cyrku czy scenerii na Instagrama. Wyczuł to dobrze cwany opat, a pieniądze płynące do klasztoru najwyraźniej uderzyły mu do głowy.
ZOBACZ TEŻ: Małgorzata Braunek: Nie jestem księdzem, ale mogę udzielać ślubów
Przedsiębiorczy opat chciał być jak Trump? Kobiety, pole golfowe i wielkie pieniądze
Shi Yongxin (60 l.) zrobił z Szaolin biznes, jak się w dodatku właśnie okazało, nie do końca uczciwy. Nie starczały mu zyski z turystyki. Kierował klasztorem od 26 lat i przez ten czas kradł pieniądze, które miały być przeznaczone na rozwój Szaolin. A rozwój był pojmowany bardzo specyficznie - opat chciał nawet budować pole golfowe w Australii. Nie był także zbytnio przekonany do klasztornej ascezy, a plotki o jego romansach i nieślubnych dzieciach krążyły od lat. Aż w końcu się doigrał. Chińskie media państwowe poinformowały o objęciu 60-letniego opata śledztwem w związku z malwersacjami finansowymi, a Stowarzyszenie Buddyjskie pozbawiło go uprawnień kapłańskich. Przedstawiciele klasztoru wydali oświadczenie, zgodnie z którym Shi Yongxin dopuścił się wielu poważnych naruszeń zasad buddyzmu, m.in. utrzymywał „niewłaściwych relacje z wieloma kobietami" i miał z nimi dzieci.