Sporne deportacje. Dla urzędników nie jest ważne, że chodzi o dzieci, które często nie mają dokąd wrócić

2014-07-16 2:00

Przykro, że politycy w Waszyngtonie – z prezydentem Barackiem Obamą (52 l.) na czele – nie potrafią działać tak szybko i sprawnie jak „egzekutorzy” deportacji. Podczas gdy na najwyższym szczeblu się kłócą, obiecują albo odgrażają, że wezmą sprawy w swoje ręce, agenci Straży Granicznej – na polecenie Department of Homeland Security – rozpoczęli właśnie masowe deportacje nielegalnych imigrantów.

Już kilkakrotnie informowaliśmy o niepokojącym zjawisku na południowej granicy, jakim jest fala nielegalnych imigrantów z Ameryki Środkowej. Wśród nich znaczną grupę stanowią dzici, które bardzo często same przekraczają granicę, bo rodzice wysłali je „po lepsze życie do Ameryki”. Zjawisko na tyle przybrało na sile, że w przygranicznych stanach pootwierano specjalne obozy dla imigrantów, które bardzo szybko się zapełniały. O tym jak to duży problem, prezydent Obama usłyszał osobiście od gubernatora Teksasu, któremu obiecał pomoc i działania w celu zabezpieczenia oraz uszczelnienia granicy. Choć osobiście nie pojechał do żadnego z takich ośrodków ani też na samą granicę, to zaapelował do krajów z których dzieci są wysyłane do USA, aby zaprzestały takich praktyk. Ponownie powtórzył też, że zajmie się sprawą reformy sam, skoro członkowie Izby Reprezentantów nie są w stanie się dogadać. Ale słowa to jedno, a rzeczywiste działania – to drugie. A jak one wyglądają? Już w poniedziałek wieczorem rozpoczęły się pierwsze deportacje imigrantów do ich krajów pochodzenia. Jak podaje Fox News, w pierwszym „rzucie” odesłano grupę 40 nielegalnych z Federal Law Enforcement Training Center w Artesia, (Nowy Meksyk). Przedstawiciele DHS podkreślają, że „amerykańska granica nie jest otwarta na nielegalną imigrację i każdy zatrzymany w ostatniej fali zostanie odesłany”. Mówimy tutaj o liczącej 82 tysiące ludzi grupie, z czego 57 tysięcy to dzieci.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki