Spowiedź więziennego kata z Teksasu: Zabiłem 140 osób i nie żałuję!

2010-09-05 22:00

Ten człowiek ma nerwy ze stali. 140 razy spokojnie patrzył, jak do żył przywiązanych do łóżka skazanych na śmierć więźniów płynie trucizna. Widział, jak umierają. Ale ten koszmarny widok nie robił na nim wrażenia. Charles Thomas O'Reilly (60 l.) był teksańskim katem, dla którego widok śmierci to chleb powszedni. Tuż przed odejściem na emeryturę opowiedział, jak to jest zabijać ludzi.

- Nie mam wyrzutów sumienia - mówi stanowczo człowiek, który przewodniczył 140 egzekucjom. Przez sześć lat regularnie asystował przy wstrzykiwaniu skazańcom śmiertelnej trucizny, patrzył na ich cierpienie, słuchał ostatnich słów. Dziś ma już 60 lat i odchodzi na emeryturę. Wspomnienia go nie dręczą, choć mu ich nie brakuje. - Nigdy się nie wahałem, nie zastanawiałem nad tym, że mógłbym postąpić inaczej. Gdy wykonujesz 140 wyroków śmierci, nie zaczynasz nagle zastanawiać się, czy aby nie robisz czegoś złego - wyznaje sławny egzekutor.

Jak wyglądało zabijanie? Charles Thomas O'Reilly ze swoim asystentem, lekarzem więziennym i paroma innymi osobami otwierał celę śmierci, gdzie najbardziej okrutni mordercy Ameryki spędzali swoje ostatnie dni. Przeważnie skazańcy sami podnosili się z pryczy i dawali się prowadzić do sali egzekucji. O'Reilly wiódł wszystkich krętymi korytarzami Huntsville Penitentiary, ponadstuletniego więzienia w Teksasie. Przepracował tu 33 lata, przez ostatnich sześć specjalizował się w nadzorowaniu wykonywania wyroków śmierci.

- Czasem skazanych trzeba było w końcu podtrzymywać i wlec do sali siłą, ale większość nie stawiała oporu - opowiada kat. Skazańców kładł na łóżku i przywiązywał pasami. Lekarz więzienny wstrzykiwał truciznę.

- Nie zapomnę mężczyzny, który do ostatniej chwili żartował i przekomarzał się z nami - opowiada. Kat dobrze pamięta też jedyną kobietę, której zabicie nadzorował - Frances Newton, zabójczynię męża i dwójki swoich małych dzieci. Na łożu śmierci rzucała się i atakowała pielęgniarki.

- Zawsze zadawałem tym ludziom to samo pytanie: Czy chcą wygłosić swoje oświadczenie? Nigdy nie używałem sformułowania "ostatnie słowa". Byli już wystarczająco przerażeni - wspomina egzekutor. - Zawsze ostrzegałem skazańca na dzień przed egzekucją. Mówiłem, że przyjdę o 6 rano i dodawałem - "Już czas" - dodaje O'Reilly.

Co mówili skazańcy przed śmiercią? Przeważnie chcieli przekazać swoim rodzinom, że je kochają i przepraszają. Jednak wyrok musiał być wykonany. Gdy lekarz stwierdzał zgon, egzekutor Charles O'Reilly wracał do swojego biura.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki