Sprawca masakry pod Empire State Building był samotnikiem, który mieszkał tylko z kotem...

2012-08-26 14:00

Podczas gdy nowojorczycy ciągle nie mogą otrząsnąć się z szoku po śmiertelnej strzelaninie pod Empire State Building, na światło dzienne wychodzą informacje na temat napastnika oraz przebiegu zdarzeń. Okazuje się, że Jeffrey Johnson (†58 l.) zdawał się być bardzo spokojnym, nie rzucającym się w oczy opanowanym człowiekiem, który uwielbiał obserwować ptaki w Central Park.

Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że wszystkie osoby, które zostały ranne, odniosły obrażenia od rykoszetów strzałów oddanych przez dwóch oficerów policji: Craiga Matthewsa (39 l.) i Roberta Sinisthaja (49 l.), którzy wystrzelili 16 pocisków. Johnson wystrzelił w sumie pięć kul. Część z nich śmiertelnie raniła Stevena Ercolino (†41 l.).

Tragiczna strzelanina, jaka rozegrała się w samym centrum Manhattanu, żywcem przypominała sceny z filmu sensacyjnego. Jak donosi „New York Post”, Jeffrey Johnson – ubrany w jasny garnitur, z płócienną torbą na ramieniu – kilka minut po 9-tej w piątek rano ruszył w kierunku firmy Hazan Imports (znajdującej się na West 33rd St.), z której rok temu został zwolniony. Kiedy zobaczył idącego Ercolino, wyciągnął broń i wycelował... – Widziałam jak Jeff Johnson wyciąga broń i nagle zaczyna strzelać – relacjonowała roztrzęsiona Irene Timan, koleżanka obu mężczyzn, która szła z Ercolino. Zgodnie z tym, co donoszą agencje prasowe, mężczyźni nie przepadali za sobą – kiedy razem pracowali często między nimi dochodziło do konfliktów. Po oddaniu czterech strzałów, Johnson schował broń i wolnym krokiem odszedł...

Sceny jak z filmu

Idącego napastnika zauważyło dwóch pracowników budowlanych. Poszli za nim do 34rd St i tam poinformowali dwóch policjantów. – Johnson nie wykazywał żadnych oznak paniki, gdy zbliżał się do policjantów. Wiedział, że czeka go za chwilę śmierć – relacjonował John Sullivan (52 l.), świadek zdarzenia. Napastnik zdążył się tylko odwrócić w ich stronę z bronią w ręku. Policjanci długo się nie zastanawiając oddali strzały w kierunku Johnsona. Pierwszy funkcjonariusz wystrzelił łącznie dziewięć strzałów, a drugi siedem. Johnson zginął na miejscu. – Po tym co się stało każdy jest wstrząśnięty – powiedziała Sheryll Sarmiento (33 l.) pracownica jednego ze sklepów na West 33rd St. – Po usłyszeniu pierwszych strzałów wszyscy krzyczeli, żeby paść na ziemię – dodaje Marc Engel. – Ranni ludzie padali jak kaczki. Krew lała się po chodniku. Wyglądało to jak sceny rodem z „CSI” – dodaje Rebecca Fox (27 l.). Łącznie rannych zostało dziewięć osób. Nikomu z poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo.

Portret zabójcy

Policja ustaliła, że po utracie pracy każdy dzień Johnsona wyglądał tak samo. Co dzień wstawał, ubierał jasny garnitur i udawał się na przechadzkę. Często chodził do Central Park, ponieważ uwielbiał obserwować ptaki, namiętnie robił im zdjęcia.

Morderca mieszkał od 2009 r. w mieszkaniu na 214 E. 82nd St. – Każdego dnia mówił do mnie: „cześć Bill” i szedł do McDonalda. Tego tragicznego ranka wszystko było jak zawsze z tą jedną różnicą, że on już nie wrócił do mieszkania – opowiada Guillermo Suarez, dozorca domu, w którym mieszkał zabójca.

Z relacji sąsiadów wynika, że Johnson był bardzo samotny. – Mieszkanie dzielił tylko z kotem. Nigdy go nie widziałam w jakimś towarzystwie, zawsze był sam – powiedziała Gisela Castella, która w budynku mieszka od 1960 roku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki