Zbliża się rocznica zamachu na Trumpa. Prezydent o Secret Service: "Mieli zły dzień, ale byłem zadowolony z ich pracy"
Aż trudno uwierzyć, że od zamachu na Donalda Trumpa minął już niemal dokładnie rok. 13 lipca 2024 roku zamachowiec ukrywający się na dachu strzelił w kierunku wiecującego polityka w mieście Butler. Trump akurat na chwilę się odwrócił i dzięki temu kula zaledwie musnęła mu ucho. Po tych zdarzeniach w ogniu słusznej krytyki znalazło się Secret Service, które dopuściło do tego, by mężczyzna z bronią wszedł na dach jedynego budynku znajdującego się blisko sceny. Szefowa tej instytucji w dodatku zwlekała z dymisją. Potem zarówno Trump, jak i jego żona sugerowali, że cała sprawa może mieć drugie dno. "Przyjąłem kulę za demokrację" - powiedział polityk podczas debaty, a Melania mówiła, że "w tej historii jest coś więcej". Jednak z perspektywy czasu Trump, dziś już prezydent USA, mówi o tych zdarzeniach w zaskakująco ugodowy sposób.
"Więc były popełnione błędy. (...) Ale jeśli chodzi o szerszy obraz, byłem usatysfakcjonowany (z ich pracy)"
"Cóż, tego nie da się zapomnieć" - powiedział Trump w telewizji Fox News, cytowany przez „New York Post”. "Nie wiedziałem dokładnie, co się dzieje. Zostałem trafiony. (...) Ludzie krzyczeli i szybko się schyliłem, na szczęście, bo myślę, że wystrzelono osiem kul (Służby) powinny mieć kogoś w budynku, z którego strzelał, to był błąd. Powinni się kontaktować z miejscową policją, nie byli połączeni, a powinni byli być. Więc były popełnione błędy. (...) Ale jeśli chodzi o szerszy obraz, byłem usatysfakcjonowany (z ich pracy)" - mówił prezydent. Jak dodał, ufa agentom Secret Service, ale wtedy mieli „zły dzień”. " I myślę, że przyznają to. Mieli ciężki dzień" - dodał. Wczoraj telewizja ABC News podała, że Secret Service zawiesiło sześciu agentów w związku z zamachem.
Pierwszy zamach na Donalda Trumpa. Jak wyglądały wydarzenia podczas wiecu w Pensylwanii?
Zamach na Donalda Trumpa miał miejsce 13 lipca 2024 roku w Butler w Pensylwanii. Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa niejaki Thomas Matthew Crooks (+20 l.) przez nikogo nie niepokojony zdołał wejść na dach jedynego budynku w bliskim sąsiedztwie sceny z karabinem i strzelić do byłego prezydenta. Kula musnęła mu ucho, Trump był o milimetry od śmierci, ale nic poważnego mu się nie stało. Jak sam stwierdził, przeżył tylko dlatego, że akurat odwrócił się w stronę ekranu z tabelką, choć rzadko to robi. Sprawca został zastrzelony na miejscu przez Secret Service, obecnie oskarżanego przez wiele osób o zaniedbania. Triumfujący Trump już następnego dnia pojawił się na spotkaniu z wyborcami z zabandażowanym uchem.
Drugi zamach na Trumpa. Mężczyzna czaił się przy polu golfowym
Drugi, niedoszły zamach na Trumpa miał miejsce we wrześniu w Palm Beach na Florydzie, gdzie znajduje się jeden z klubów golfowych Donalda Trumpa. Polityk oddawał się właśnie swojej ulubionej rozrywce, czyli grze w golfa, gdy nagle rozległy się strzały! To strzelali agenci Secret Service w ślad za mężczyzną uzbrojonym w karabin AK-47 z celownikiem optycznym. Podejrzany osobnik czaił się w krzakach zaledwie 300 metrów od Trumpa, tuż za ogrodzeniem klubu i celował w polityka. Gdy agenci zauważyli mężczyznę z karabinem, ten porzucił broń i zaczął uciekać, został jednak złapany. Okazało się, że to niejaki Ryan Wesley Routh (58 l.), osoba z przebogatą kartoteką i wyraźnie niezrównoważona.