Wakacyjny seans z „Różą”

2012-07-13 22:48

Jedną z atrakcji zarezerwowanych na czas letni jest oglądanie filmów na powietrzu. Wyświetlane są one na dużych ekranach w parkach czy przy wodzie. Ja sama wybrałam się parę razy do Bryant Parku na taką właśnie noc filmową. Było fajnie – oglądanie filmu w środku wielkiego miasta, na trawie, wielki ekran – niesamowite przeżycie, przyznaję się. W takiej scenerii udało mi się również zobaczyć parę bajek, na które zabrałam wiekowo dostosowane towarzystwo, by wspólnie na Williamsburgu spędzić kreskówkowy wieczór. Tego typu wydarzenia kinowe prezentują produkcje klasyczne, hollywoodzkie. Polskie filmy latem oglądamy raczej w domu.

Film „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, który wybrałam w tym tygodniu, dostępny już jest na DVD. Polonia nowojorska mogła wyjątkowo zobaczyć to dzieło na dużym ekranie podczas trwającego w czerwcu Brooklyn Film Festiwal, gdzie Piotr Sobociński Jr został wyróżniony nagrodą za najlepsze zdjęcia do obrazu. Zwiastun filmu podsumowuje ten polski dramat jako poruszającą opowieść przywracającą wiarę w miłość, nawet jeśli to miłość niemożliwa. Czy trafnie, miałam się przekonać po godzinie i 38 minutach.

Akcja „Róży” rozgrywa się w latach 40-tych poprzedniego stulecia, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Główny bohater Tadeusz (w tej roli Marcin Dorociński), który był świadkiem gwałtu i morderstwa żony oraz przyjaciela, jedzie na Mazury, by powiadomić wdowę po kompanie o jego śmierci. Róża (Agata Kulesza) przyjmuje pod dach znajomego zmarłego męża, który nie ma gdzie się podziać. Jako żona po zmarłym żołnierzu Wermachtu budzi bowiem niekrytą niechęć w okolicy i potrzebuje ochrony przed wszechobecnymi szabrownikami. Rzeczywistość na Mazurach po wojnie jest bowiem bardzo niebezpieczna – pełna gwałtów, mordów, brutalności. Tadeusz i Róża, choć z zupełnie innych światów, odnajdują w tych ciężkich warunkach najwyższe ludzkie uczucie.

Obraz Smarzowskiego to w żadnym wypadku łatwy film, który oglądamy przy popkornie. Sama jestem przyzwyczajona do mnożących się bezustannie produkcji polskich z serii kiepskich komedii romantycznych, których tytułów zaraz po konsumpcji nie potrafię nawet wymienić. „Róża” to zupełnie inna bajka. To film, który zmusza do refleksji, wywołuje milczenie i zadumę na długo po jego projekcji. Do bólu realistyczny, intensywny i brutalny obraz Polski powojennej robi wrażenie. Oglądamy bestialstwo radzieckich żołnierzy wyżywających się na germańcach. Widzimy w tej samej roli również… Polaków. Pośród tego kiełkuje miłość, która wielokrotnie przechodzi próby narzucane przez walkę o normalne życie w nowej Polsce.

– Na tyle zainspirował mnie reżyser i partnerzy, że rzuciłam się głową w dół – mówiła w jednym z wywiadów odtwórczyni roli Róży, Agata Kulesza. – Mam poczucie współtworzenia tej roli, bo Wojtek (Smarzowski) niczego mi nie narzucił i dał mi absolutną wolność. Stałam się Różą, oddałam się temu. I udało się to zrobić w sposób perfekcyjny, gdyż zarówno rola Róży, jak i Tadeusza spotkały się z ciepłym przyjęciem widowni i krytyków. Określone jako wiarygodne i krystaliczne postacie dramatu, na długo zostaną w pamięci poruszonego obrazem widza. Na pochwałę zasługuje także scenarzysta Michał Szczerbic oraz autor muzyki – Mikołaj Trzaska. Obaj panowie swoim wkładem dopełniają niezwykłość tego dzieła i dają nadzieję, że dobre, polskie kino jeszcze nie umarło.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki