ZAMIESZKI W LONDYNIE: Władze wprowadzą stan wojenny?

2011-08-10 4:00

Watahy młodocianych przestępców opanowały najpierw Londyn, a teraz fala bandytyzmu rozlała się na inne angielskie miasta. Od niedzieli trwa regularna wojna z policją. Wściekli wandale rozbijają zaparkowane auta, podpalają budynki i plądrują sklepy. Choć zatrzymano już ponad 500 agresywnych osób, brytyjska policja nie może sobie poradzić z zamieszkami. Czy do angielskich miast będzie musiało wkroczyć wojsko?

Jest już pierwsza śmiertelna ofiara rozruchów. To 26-latek, którego znaleziono w samochodzie z wieloma ranami postrzałowymi. Na razie jednak władze próbują opanować sytuację przy pomocy policji. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron (45 l.), który z powodu zamieszek skrócił urlop, zapowiedział, że na ulice Londynu wyjdzie 16 tys. policjantów. Czy to wystarczy?

Dodatkowe siły porządkowe są konieczne, bo do tej pory funkcjonariusze byli bezradni w walce z młodymi bezrobotnymi, zazwyczaj dziećmi imigrantów z krajów arabskich i Afryki. Londyńczycy narzekają, że policjanci są słabo uzbrojeni, nie mają np. armatek wodnych do rozpędzania tłumów, nie mówiąc już o gumowych kulach.

Śmierć Marka Duggana wywołała wojnę

Iskrą, która wywołała rozruchy, było zastrzelenie przez policję Marka Duggana (†29 l.). Ale według brytyjskich komentatorów dla bandytów był to tylko pretekst do wywołania zamieszek i okradania sklepów. Niestety, do wandali przyłączyli się też Polacy. Do wczoraj policja zatrzymała dwóch. 17-latka za niszczenie mienia i 31-latka, który próbował obrabować mieszkanie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki