O godzinie 21 ogłoszono wyniki exit poll II tury wyborów prezydenckich. Wskazują one, że wygrywa Rafał Trzaskowski, zdobywając 50,30 proc. głosów. Tymczasem Karol Nawrocki uzyskać miał 49,7 proc. wskazań. W rozmowie z Kamilą Biedrzycką swoje odczucia na ten temat przedstawiała prof. Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. - Może w nocy, może rano się doliczą wszystkich głosów. Mi też zaczyna się już udzielać ten nastrój, to napięcie - mówiła.
Zobacz: Prof. Antoni Dudek: Jeśli wygra Trzaskowski, zwycięstwo będzie dramatycznie wymęczone
- Ja nie widzę zdecydowanych powodów do optymizmu dla żadnej ze stron póki co. Różnica jest naprawdę mała, jak to się teraz często mówi "na żyletki", choć ja wolę określenie "o koński zad", bo to wyścig jak w Wielkiej Pardubickiej. Trzeba pamiętać, że nie wszyscy przyznają się do swoich preferencji ankieterom. Nie wiemy, ile procent powiedziało byle co - tłumaczyła. Jak twierdziła, ogromne znaczenie na wynik mogą mieć ludzie "niezaangażowani kościółkowo", którzy dopiero wieczorem zdecydowali się pójść głosować, podczas gdy osoby wierzące robiły to w pierwszej połowie dnia, po mszach świętych.
Sprawdź: Tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników Karol Nawrocki przemówił! "Nie traćmy nadziei na tę noc"
- Te wybory były personalne, ale bardziej pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim. Te dwie persony tutaj grały, a nie kandydaci - przekonywała. Stwierdziła przy tym, że sztab prezydenta Warszawy pracował momentami "dość dziwacznie". - Aż zesztywniałam. Jak można było dopuścić sztabowi Nawrockiego jako wykreowanie go jako jednego przeciw wszystkim? My Polacy jesteśmy wychowani na romantykach! Taki jeden sprawiedliwy, w którego wszyscy uderzają, jak go kreowano. Nawet pan Kaczyński się przy nim nie pokazywał, a Rafał Trzaskowski niósł w tym czasie wielki plecak, w postaci dokonań tego rządu - dodawała.