Andrzejki

i

Autor: Getty Images

Kiedy TO się skończy? Krótki przegląd przepowiedni o KOŃCU EPIDEMII

2020-11-29 16:11

Nie ma tygodnia, by któryś z ekspertów nie podał prawdopodobnego, w ich opinii, przypuszczalnego końca zarazy. Ostatnia prognoza, wg zakaźnika prof. Roberta Flisiaka, jest pożądana przez wszystkich. Oby tylko nie okazała się chybiona. Za pół roku epidemia koronawirusa się skończy” – oznajmił kilka dni temu rządowy doradca ds. Rady Medycznej przy Głównym Doradztwie Prezesa Rady Ministra ds. COVID-19.

Dlaczego za sześć miesięcy, a nie dwanaście? „Za pół roku epidemia koronawirusa się skończy. Paradoksalnie – duża liczba rejestrowanych codziennie zakażeń przybliża nas do uzyskania odporności stadnej. W maju zachorowania będą już tylko sporadyczne”. Prof. Flisiak kilka tygodni wcześniej (w wywiadzie dla uczelnianej gazety Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku) stwierdził: „Samoistne wygaśnięcie pandemii oczywiście jest możliwe, ale jeśli spojrzymy, jak pomału narasta odporność stadna, to musielibyśmy czekać na to wiele lat.” W lipcu WHO oznajmiła, że 50-60 proc. populacji musi uzyskać odporność na SARS-CoV-2, by powstała odporność zbiorowa. Z kolei niemieccy eksperci uważają, że nie da się uzyskać odporności stadnej bez szczepionek. Tak czy inaczej chciałoby się, by prognoza prof. Flisiaka była trafiona.

„Końca obecnej fali pandemii możemy wypatrywać w maju lub czerwcu przyszłego roku” – powiedział (w październiku, w Polsacie) zakaźnik dr hab. n. med. Ernest Kuchar. Pytanie tylko brzmi: czy to będzie ostatnia fala? Wirusolog prof. Włodzimierz Gut we wrześniu zapytany o hipotetyczny koniec zarazy, przekazał Czytelnikom SE taką opinię: „Z punktu widzenia rozgrywek, które są przy jej (epidemii – przyp. se.pl) okazji prowadzone, nigdy go nie będzie. Przechwytywanie szczepionki, utrzymywanie zachorowań żeby propagować swoje leki. Nie wierzę, że świat sobie z tym poradzi. Takie są egoistyczne interesy firm farmaceutycznych.

dr Paweł Grzesiowski: Kwestionowanie epidemii skończy się tragedią

W październiku dr Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog, w rozmowie z Onetem, koniec epidemii wiąże ze skuteczną szczepionką. Gdyby szczepienia rozpoczęły się z początkiem 2021 r., to pod jego koniec będzie powoli wygasać. Z kolei prof. Krzysztof Pyrć, pytany o koniec epidemii naukowo i dyplomatycznie wyjaśnia, że epidemie zwykle trwają od 2 do 3 lat. We wrześniu zapytaliśmy przewodniczącego Ogólnopolskiego Zw. Zawodowego Lekarzy dr. Krzysztofa Bukiela. Odpowiedział: „Nie wiem, nie jestem politykiem”. Politykiem (przynajmniej jawnym) nie jest Bill Gates i może dlatego zaryzykował stwierdzenie, że w razie szybkiego wdrożenia szczepionki pandemia skończy się pod koniec 2021 r. W USA. Wróćmy do Polski. We wrześniu w Radiu ZET prof. Anna Boroń-Kaczmarska stawia mało optymistyczną prognozę: „Należy przypuszczać, że dopiero w roku 2024 uporamy się z tym zakażeniem, które tak bardzo szybko szerzy się między ludźmi”.

W sierpniu mamy pandemiczne wakacje i nieco poluzowanych rygorów. Nie tylko w Polsce. Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus wyraża nadzieję, że „epidemia skończy się w ciągu dwóch lat”. Głos w sprawie zabrał też znamy Czytelnikom SE jasnowidz Krzysztof Jackowski: „Wirus jest polityczny, więc wirus tak szybko nie minie, bo służy innemu celowi, o którym się niebawem dowiecie”. Niestety, jeszcze nie dowiedzieliśmy się, stąd też tyle domysłów, niekiedy przechodzących w tzw. teorie spiskowe. Lipiec jest gorący, nie tylko z uwagi na sytuację polityczną. Minister zdrowia Łukasz Szumowski w Polskim Radiu obwiesza radosną nowinę: „Opinia, że w większości kraju epidemia koronawirusa powoli się kończy, jest uzasadniona”. W tym też miesiącu premie Mateusz Morawiecki (pewnie na podstawie ekspertyz a la Szumowski) mówi o końcu epidemii, ale miesiąc później – trzeba to przyznać – zmienia zdanie. Dla ludzi odpoczywających na wakacjach, acz w reżimie sanitarnym, po fali epidemii, ta się już prawie skończyła. Wszystko tak szybko płynie, że minister Szumowski zapomniał, iż w czerwcu, także w Polskim Radiu, powiedział: „Epidemia nie skończy się szybko i należy spodziewać się kolejnych ognisk koronawirusa”. Kto by go tam słuchał! Zasadniczo każdy woli uwierzyć w zapewnienia, że będzie się żyło długo niż w ostrzeżenia, że jutro się zginie.

W maju bułgarski matematyk wyliczył, ale tylko dla Bułgarii, że koniec epidemii przypadnie w połowie czerwca. Z końcem listopada prawie 3,8 tys. osobom wpisano w karty zgonu „COViD-19”, a od października krzywa zarażeń pnie się w górę niczym Himalaje. W maju brytyjskie media podały, że naukowcy z laboratorium innowacji w The Singapore University of Technology przewidzieli konkretną datę, kiedy Wielka Brytania i inne kraje na całym świecie w końcu będą wolne od pandemii. Miała się ona zakończyć w różnych terminach, w zależności od państwa. W Singapurze po epidemii miało być 19 lipca. Włochy miały być wolne od zarazy 12 sierpnia. Wielkiej Brytanii koniec przewidziano na 30 września, a w USA na 11 listopada. O Polsce nie było mowy, ale jak widać to teraz, było to bez znaczenia. Darujmy sobie przypominanie przepowiedni o końcu epidemii z kwietnia czy marca, bo niektórzy mogliby się wstydzić tego, co wówczas twierdzili.

Na koniec trzeba zauważyć, że dla niektórych epidemii, z medycznego punktu widzenia (a nie z tego, że się neguje istnienie patogenu SARS-CoV-2) nie ma, więc nie było konieczności typowania jej końca. To już jest jednak temat na inną okazję. A wszyscy powinniśmy sobie życzyć, by prognozy prof. Flisiaka spełniły się w 100 procentach, a najlepiej by stało się to jeszcze wcześniej niż ekspert zakłada.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły