Matylda trafiła pod opiekę Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze w środę. Była w fatalnym stanie. "Koza cudem uniknęła śmierci, świadkowie zdarzenia wyprowadzili ją po uderzeniu i przez noc przechowali u siebie na podwórku. Z naszych informacji wynika, że sprawca uderzył kozę ponieważ zamierzał ją ..... zgrillować. Natychmiast zorganizowaliśmy transport, pomoc weterynaryjną i dom dla Matyldy. Podane antybiotyki zatrzymały galopujące zakażenie. Lekarz weterynarii był wstrząśnięty bezmiarem bestialstwa. To był niewątpliwie cios zadany siekierą, sprawca zdołał częściowo odrąbać powiekę i kawałek kości łuku brwiowego" - relacjonuje zielonogórski BOZ.
Matylda, którą nazwali tak wolontariusze, trafiła na stół operacyjny. Na szczęście, gałka oczna nie została uszkodzona. Powieka została przyszyta, a uszkodzona kość usunięta. Wskutek uderzenia na przedniej nodze Matyldy utworzył się ropień, który lekarz również usunął.
Po kilku dniach pojawiła się nadzieja. Spod przyszytej powieki wyłoniło się oko. Jeszcze nie wiadomo, czy Matylda będzie widzieć, ale powoli dochodzi do siebie. Koza trafiła do nowych opiekunów. Mimo traumatycznych przeżyć, jest bardzo ufna.
To nie był pierwszy okrutny czyn mieszkańca Trzebiechowa wobec zwierząt. W ubiegłym roku zasłynął on z tego, że spacerował po miejscowości z bobrem na smyczy. Zwierzę zmarło z odwodnienia i przegrzania. Mężczyzna trzymał też psy w beczce. Biuro Ochrony Zwierząt zapowiada, że tym razem mu się nie upiecze i sprawę zgłosi do organów ścigania.
Trwa zbiórka na leczenie Matyldy. Kozę można wesprzeć TUTAJ.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express kliknij TUTAJ.