Na stronie internetowej klubu "Orzeł Biały" można przeczytać m.in.: "(...) odjechał w podróż po niebańskiej autostadzie prezydent OB. Orły Białe zniżyły swój lot ku ziemi i chylą czoło ku pamięci naszego przyjaciela, Mirosława ťSzpiegaŤ Nazgowicza, który zginął tragicznie na swoim Harleyu".
Los motocyklisty z zamiłowania
Czytelnicy "Super Expressu" mieli okazję poznać "Szpiega" we wrześniu 2011 r., kiedy wspominał na naszych lamach kolegę Romana Szarę, który - jak na ironię - zginął tragicznie na swoim harleyu w Shiller Park, na przedmieściach Chicago. Miro - jak często nazywali go najbliżsi - nie mógł się pogodzić z jego nagłą i niespodziewaną śmiercią. Niemalże w dwa lata po śmierci Romana sam zginął...
Miłość życia...
Miro był ogromnym pasjonatem motocykli, kochał je nad życie. Zawsze powtarzał, że właśnie "w czasie jazdy na motocyklu chce odejść z tego świata". Odszedł więc, robiąc to, co kochał. Mimo że z biegiem lat zdrowie nie zawsze mu dopisywało, "Szpieg" się nie poddawał. Lubił szybką jazdę na swoim harleyu, bo - jak wielokrotnie powtarzał: "Ona daje mi tego kopa i adrenalinę, której potrzebuję w życiu". Kiedy wsiadał na swego harleya stawał się niepokorny i zadziorny. "Szpieg" nie poddawał się żadnym trendom. Nosił charekterystyczną, długą, groźnie wyglądającą brodę, a na imprezę potrafił przyjść w T-shircie, meloniku na głowie i w krawacie. Pod tym groźnym i ekscentrycznym wyglądem kryło się łagodne i gołębie serce. Zawsze był chętny do pomocy ludziom. Angażował się w akcje charytatywne. W Chicago miał siostrę i brata, a w Polsce - syna.
Orzeł Biały
Jego drugim dzieckiem był założony przez niego klub "Orzeł Biały". Od pewnego czasu, jakby przeczuwając swoją śmierć, martwił się, co się stanie z klubem, kiedy jego już zabraknie...
- Miro był niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Ciągle nie mogę uwierzyć w jego śmierć - wspomina Przemek, przyjaciel Mira, który zna go od 1997 r.
- Okoliczności naszego poznania były śmieszne. Kupiłem sobie motocykl BMW i dałem mu się nim przejechać. Chciał przetestować, czy ma sobie kupić właśnie takie BMW bądź harleya. Zrobił jedno okrążenie, podjechał do mnie i zamiast się zatrzymać i oddać mi motocykl, nacisnął na gaz i odjechał z piskiem opon. Byłem na niego wściekły, ale szybko mi przeszło. Zostaliśmy przyjaciółmi na lata - wspomina Przemek.
Miro przyjechał do Stanów w 1991 roku z Jasła. Z zawodu był elektrykiem. Pracował dla dużych amerykańskich firm. Lubił gadżety i nowinki elektroniczne, często nagrywał różne rzeczy swoją kamerką, aż w końcu ktoś żartem powiedział do niego: "Ty szpiegu". I tak zostało. Miro był patriotą, na motocyklu miał zawsze polską flagę. Zgodnie ze swym życzeniem zostanie skremowany.