Zbigniew Wodecki opowiada o imprezowych czasach młodości. Miałem za mało kobiet

2015-05-07 14:05

Zbigniew Wodecki skończy 65 lat, a słynnej "Pszczółce Mai", którą wyśpiewał, stuknęła w tym roku "40". Słynny muzyk śmieje się, że te daty ludzkość powinna zapamiętać. W szczerej rozmowie z "Super Expressem" opowiada o kobietach, imprezowych czasach młodości i swoim wieku. - Na swoje 65 lat czuję się, jakbym miał 64 - śmieje się jubilat.

Super Express: Robi pan z okazji urodzin jakies podsumowania?

Zbigniew Wodecki: Ja nie mam czasu na żadne podsumowania, bo cały czas się uczę, cholera. Coś, czego nienawidziłem od dziecka, stało się, że tak powiem, treścią mojego życia. Uczę się teraz tekstów piosenek, które napisałem 40 lat temu, ponieważ wychodzi niedługo płyta DVD z Mitch&Mitch. Nagraliśmy wspólnie koncert. I ja się muszę tego nauczyć z powrotem po 40 latach. Poza tym jestem muzykiem, więc nigdy nie mogę przestać się uczyć i ćwiczyć, cholera.

Jakie są inne pana plany muzyczne i nie tylko?

- Koncertuję cały czas dużo. Żadnych planów specjalnych nie mam, czekam, żeby już było ciepło, pogodnie, żeby można było trochę zostawić to wszystko na chwilę i popływać. Jest takie miejsce w Borach Tucholskich, gdzie mnie nikt nie zna, gdzie mnie zwierzęta nie poznają i mam święty spokój, bo one nie mają komórek również. I tam uwielbiam pływać i mam nadzieję, że jeszcze długo będę mógł. Bo na swoje 65 lat czuję się, jakbym miał 64.

Pomówmy o kobietach.

- No właśnie ostatnio byłem u lekarza, bo to aż wydało mi się nienormalne, żeby tak być za płcią przeciwną. Fascynuje mnie głównie to, że ona jest przeciwna. Ale lekarz powiedział, że to jest normalne i żebym się nie przejmował.

Kobiety odgrywają w Pana życiu ważną rolę?

- Od dziecka, jak się zakochałem w Lize, a miałem wtedy 5 lat i rzucałem w nią kamieniami, bo chciałem w niej wzbudzić jakiekolwiek uczucie. Nie wyszło.  tak od wtedy przez te 60 lat kobiety są motorem wszystkich moich działań. Stroszę pióra, żeby się przed koleżankami pochwalić, popisać. Najgorsze jest to, że te koleżanki nabierają wagi z latami. Ja wracam do Krakowa i się okazuje, że te koleżanki ważą o parę lat więcej.

Czy dużo było kobiet w pana życiu?

- Za mało! Bo powiem panu, że wbrew temu co się mówi w naszej branży, to wcale nie jest tak hop siup. Popularność zobowiązuje. Ja jestem z tej generacji, gdzie było trzeba szanować siebie i partnerki. Uważam, że sprawy prywatne muszą pozostać prywatnymi. Golizna powinna być zasłaniana jak najczęściej, a pornografia nie powinna być popularna jednak, bo tracimy popęd i w końcu ta ziemia się wyludni, jak to dalej będzie tak rozwijało z tymi dobrami telewizyjno-seksualnymi. Jesteśmy w temacie kobiety, dlatego na ten temat mówię.

Dlaczego nie jest tak hop siup z kobietami, kiedy jest się sławnym?

- Wie pan, ta "Pszczoła" nie byłaby w stanie utrzymać tylu rodzin... (śmiech). Człowiek się musi liczyć z tym, żeby nie rozczarować wielbicielki. A żeby tego nie zrobić, lepiej nie ryzykować.

W jaki sposób nie rozczarować?

- W taki sposób, że jak ta wielbicielka pójdzie do hotelu z idolem, to on będzie fruwał, pszczółki będą latały wkoło, Gucio będzie, hałupy welcome to. Więc żeby ich nie rozczarowywać, to lepiej nie ryzykować.

Sława przyciąga kobiety?

- Ja myślę, że sławę to już szlag trafił. Ilość celebrytów spowodowała, że bycie popularnym i sławnym mieści się w szufladzie z napisem "pejoratywne".

Rozumiem, ale Pan jest niekwestionowaną gwiazdą. Kto w Polsce nie zna Wodeckiego?

- No, znają mnie ludzie i to parę pokoleń, bo długo śpiewam. Udało mi się zaśpiewać parę takich piosenek, które mnie przypominają. Ale ja mam swoje lata i skupiam się na tym, by jak najdłużej pociągnąć w jak najlepszej kondycji i zdaję sobie sprawę, że już swój bloczek nagrałem i teraz odrywam od niego kupony. I jedno jest smutne, że ten bloczek jest coraz cienszjszy, bo już grubszy nie będzie.

Artyści rockowi nieźle szaleli kiedyś po swoich koncertach. Jak to wygladało u pana?

- No, były imprezy, były. Za mojej młodości były to dwojakiego rodzaju imprezy. Zawsze były podlewane jakimś alkoholem. w różnych ilościach. To był np. czas odreagowania sukcesów po koncertach z orkiestrą granych z Markiem Grechutą. To były moje pierwsze wyjazdy, gdzie chrzciliśmy winkiem i różnymi innymi przyprawami. Były sukcesy w Opolu i na innych festiwalach. Później jeździłem dużo po świecie z Panią Ewą Demarczyk. grałem z nią parę lat jako 20 letni chłopaczek. Zwiedziłem wtedy cały świat. I po tych fantastycznych koncertach, gdzie ludzie czcili talent Ewy Demarczyk, nagradzając ją oklaskami na stojąco, odreagowywaliśmy w różnych miejscach, świętując te sukcesy pijąc szampana najdroższego i jedząc kawior w Genewie na przykład. To były tego rodzaju bale. Później były balangi, bo człowiek po koncercie jest naładowany adrenaliną. Z krakowską orkiestrą symfoniczną polskiego radia i telewizji i chórem mieliśmy całe tourne po Włoszech: Palermo, Mediolanie, Florencji, Rzymie. Graliśmy koncerty dla Włochów. Oni reagowali bardzo spontanicznie, jak kibice na meczach, co nas bardzo zdziwiło. Wtedy się odreagowało z przywiezioną ze sobą flaszeczką wyborowej i puszeczką konserwy mięsnej, która wtedy była jeszcze z mięsa. Te bankiety były fantastyczne. A później jak zacząłem śpiewać, występować sam w Opolu i jeździć po festiwalach i jak się udało dostać nagrodę, no to na umór ze szczęścia, do rana. Pić się chciało po tym piciu. . Potem kac, głowa bolała. Po czym przyjeżdżałem do mojego Krakowa, pytałem jak byo, a oni odpowidali - "cholera, nie oglądałam, bo na dwójce był film" (śmiech).

Jako intrumentalista nie musiał się pan bardziej pilnować?

Pilnować? Nie. Ja się dziwiłem, dlaczego ja, zdając w szkole najtrudniejsze utwory, grając na dyplomach Paganiniego, Czajkowskiego, Straussa, Bacha, Bethowena - to byli geniusze, którzy pisali na najtrudniejszy intrument na świecie, najtrudniejszy na świecie repertuar. Ja musiałem się tego wszystkiego nauczyć. Po to żeby na koniec śpiewać pszczółkę Maję, dzięki której pan dziś do mnie dzwoni. A ta pszczółka ma już 40 lat. Więc powiem panu przy okazji: że jesteśmy w roku, gdzie 330 lat temu urodził się Bach, 65 lat temu urodził się Wodecki, 40 lat temu urodziła się Pszczółka Maja, i Piłsudski zmarł 80 lat temu. To są cztery bardzo ważne daty, które ludzkość powinna zapamiętać. Kolejność do wyboru.

Rozmawiał Adrian Nychnerewicz

Zobacz: Kora za słaba, by koncertować!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki