Damięcki rozbił się autem po pijaku

2013-10-30 8:01

Zagrał w "Rzeczpospolitej babskiej", "Pręgach", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" i w "Stawce większej niż życie". Był aktorem Teatru Narodowego, teraz występuje na deskach Teatru Współczesnego. Ale o tym można przeczytać w encyklopedii. Jest jednak wiele niesamowitych historii, o których Damian Damięcki (72 l.) opowiedział tylko "Super Expressowi". O mrocznych historiach i o ratowaniu ludzkiego życia...

Miałem wypadek samochodowy, po którym właściwie nie powinienem żyć. W teatrze była uroczystość, okrągła liczba przedstawień i świętowanie nagrody Feliksa. Wypiłem wino... Nie chciałem jechać, oddałem nawet wcześniej kluczyki koledze, ale ktoś chyba zażartował, że okoliczni mieszkańcy przebijają nam opony samochodów za to, że zaparkowaliśmy na ich miejscach.

Przeczytaj: Damian Damięcki: Mama nie powiedziała mi o śmierci ojca


Parking teatralny jest nieco dalej... O zgrozo, oddano mi kluczyki i pojechałem do domu! Na skrzyżowaniu ciężarówka wpadła na mnie... Samochód był do kasacji. Pierwszą osobą, która natychmiast przyjechała, był mój bratanek Mateusz (32 l.), z synem nie udało mi się wtedy skontaktować.

To było oczywiste, że będę aktorem. Ale z lęku, że nie dostanę się na studia, mimo że miałem ogromne poparcie nazwiska - nie oszukujmy się, to wiele dawało, moi profesorowie byli kolegami rodziców - postanowiłem jednak złożyć prace i dokumenty na Akademię Sztuk Pięknych.

Na szczęście wcześniej były egzaminy w szkole teatralnej. Dostałem się za pierwszym razem. Uff!!!

Czy byłem albo jestem zazdrosny o sukcesy członków mojej rodziny? Skąd! Kto to w ogóle wymyślił?! Jestem z nich wszystkich szalenie dumny. To kochani ludzie. O żadnej zawiści nie ma mowy, potwornie wstydziłbym się tego!

Patrz: Damian Damięcki: Byłem ścigany już w łonie

Zawsze mówiłem, że muszę dokonać rzeczy wielkich. Ojciec miał dwa Virtuti Militari i wiele innych odznaczeń. Uśmiecham się, że z tęsknoty i potrzeby dokonania wielkich czynów... dwukrotnie uratowałem życie ludzkie, narażając swoje.

Z płonącego mieszkania na Woli wyciągnąłem staruszkę. Modliła się przy świecach, przy takich papierowych ołtarzykach... Nikt nie chciał tam wejść, a ona tak przeraźliwie wyła! Kazałem przynieść siekierę, porąbałem drzwi, wyciągnąłem kobietę na klatkę schodową.

Ludzie szeptali: "To ten aktor... Aktor...". Kilka lat później uratowałem tonącego w morzu. Młodzi mężczyźni stali na brzegu i patrzyli, jak z dna wyciągam nieprzytomnego człowieka.

Jestem z moich czynów dumny. A jako człowiek i jako aktor czuję się spełniony.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki