Podniecił się na "Avatarze" i zmarł

2010-01-19 19:26

Blady strach padł na kinomaniaków! Hollywoodzka superprodukcja, która bije rekordy popularności na całym świecie, jest zabójcza dla widzów. 42-latek z miasta Hsinchu na Tajwanie pożegnał się z życiem podczas oglądania "Avatara".

To przestroga dla wszystkich, którzy z zapartym tchem wpatrują się w kinowy ekran. Emocje i nagły przypływ adrenaliny mogą się okazać niebezpieczne dla zdrowia i życia. Przekonał się o tym Tajwańczyk, który wybrał się do kina na najnowszy film Jamesa Camerona (55 l.).

Avatar - zobacz galerię, ściągnij za darmo scenariusz

Mężczyzna był tak przejęty wyświetlanymi, bogatymi w efekty specjalne obrazami, że aż skoczyło mu ciśnienie. Nagle osunął się na fotelu i stracił przytomność. Po przewiezieniu do szpitala lekarze stwierdzili, że z powodu nadmiernego podniecenia doznał udaru mózgu. Tajwańczyk od lat chorował na nadciśnienie. Medycy robili co mogli, by uratować mu życie, ale pacjent zmarł po 11 dniach.

Azjatyckie media nie zastanawiały się długo nad tym, kogo obarczyć winą za śmierć 42-latka. Nieboszczyka okrzyknięto pierwszą ofiarą filmu Camerona. Choć to pierwszy taki przypadek od premiery "Avatara", to widzowie na całym świecie skarżą się, że po wyjściu z kina dokuczają im bóle i zawroty głowy.

Nowatorski, zapierający dech w piersiach film, który jest nagrany w technologii 3D powoduje też nudności i problemy ze wzrokiem.

A jak "Avatar" podziałał na Was?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki