Alarmy bombowe sparaliżowały wybory

2011-10-10 4:00

Groźby zamachów terrorystycznych, na szczęście fałszywe, to nowość w wyborach parlamentarnych w Polsce. Wczoraj dwa takie incydenty zakłóciły wybory. Nie obyło się bez saperów i specjalistycznych robotów do rozbrajania min. Sprawcę jednego z alarmów już zatrzymała policja.

Pudełko do butów, a w nim zegarek i kabelki - taki pakunek àla bomba wstrzymał otwarcie jednego z lokali wyborczych w Gorzowie Wielkopolskim (woj. lubuskie). - Trwają czynności mające na celu ustalenie osoby bądź osób odpowiedzialnych za całe zamieszanie - mówi Sławomir Konieczny z lubuskiej policji.

Tajemniczy pakunek z informacją o bombie znaleźli policjanci wcześnie rano pod szkołą, w której był lokal wyborczy. Na nogach od razu były wszystkie służby. Po godzinie ósmej pirotechnicy wywieźli ładunek z terenu osiedla. Wcześniej ewakuowano mieszkańców z domów położonych najbliżej szkoły. Okazało się, że bomba to tylko atrapa. Głosowanie w lokalu rozpoczęło się z dwuipółgodzinnym opóźnieniem.

Podobnie było w Lublinie. Tuż po dziewiątej rano jeden z członków komisji wyborczej przy ul. Pogodnej w Lublinie poinformował policję o dziwnym pakunku. W ciągu kilku minut okolica zaroiła się od policji i straży pożarnej. Na szczęście w paczce imitującej bombę były tylko kable i druciki. Policjanci zatrzymali sprawcę alarmu - Józefa S. (70 l.) i zneutralizowali podejrzany pakunek. Sprawca podłożył paczkę, nie wiedząc, że nagrywa go szkolny monitoring.

Na czas akcji, czyli na ponad 3 godziny, obie komisje działające w tym budynku nie pracowały. Nie podobało się to wyborcom, którzy tłumnie zjawiali się, aby zagłosować. Józef S., który podłożył atrapę bomby, poniesie odpowiedzialność karną. Będzie też musiał zapłacić za koszty akcji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki