- Gdy to się stało, byłam niedaleko. To niebezpieczne miejsce, skrzyżowanie ruchliwej drogi wojewódzkiej z lokalną ulicą. Dlatego na Kościuszki są znaki "stop". Tam po prostu trzeba się zatrzymać! - mówi ekspedientka w sklepie sąsiadującym z domem zabitej w wypadku rodziny. Jednak Hubert C. (29 l.), kierowca dostawczego volkswagena, który regularnie przyjeżdżał do Niegowonic z mrożonkami, zignorował znaki drogowe. Zamiast zatrzymać się u wylotu ul. Kościuszki, wjechał na skrzyżowanie wprost pod rozpędzoną skodę. Uderzona z potworną siłą furgonetka przeleciała kilka metrów i przewróciła się na dwoje rowerzystów. Szymon (+8 l.) i jego mama Justyna G. (+37 l.) zginęli na miejscu.
- To był potworny widok. Przez chwilę zapanowała martwa cisza, a oni po prostu leżeli nieprzytomni. Głowa Justyny była rozłupana, wszędzie morze krwi. Masakra - relacjonuje ekspedientka.
Kiedy Hubert C. wygramolił się z leżącej na lewym boku furgonetki, stwierdził, że nie zauważył znaku "stop". Jak to możliwe? Przecież znał to skrzyżowanie na pamięć! I był trzeźwy. - Wczoraj został przesłuchany. Usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Tłumaczył, że był przekonany, iż znajduje się na drodze z pierwszeństwem przejazdu. To niewiarygodne. Regularnie kursował po tej miejscowości. Skierowaliśmy do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Uważamy, że Hubert C. może utrudniać dochodzenie - mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Hubertowi C. grozi do 8 lat więzienia. Dziś zawierciański sąd rejonowy ma podjąć decyzję, czy kierowca trafi do tymczasowego aresztu.
Zobacz: Pijany 33-latek zabił autostopowicza! Wypadek pod Starogardem Gdańskim