Kilka tygodni temu opisywaliśmy w "Super Expressie", z jakim rozmachem "Hoss" i jego brat Adam P. wyprawili wielkanocną imprezę za pieniądze wyłudzone od emerytów metodą na wnuczka. W czterogwiazdkowym hotelu w Poznaniu bawiło się wówczas ponad sto osób. Drogi szampan i kilkunastoletnia whisky lały się strumieniami, stoły uginały pod krewetkami, serami, owocami. Na gości czekała nawet tryskająca czekoladą fontanna. Arkadiusz Ł. witany był przez bliskich jak król, całowano go i dziękowano za to, że jego "ciężka praca" przynosi rodzinie dostatek.
Wspomnienia tych chwil zapewne wróciły do bossa, gdy tegoroczną Wielkanoc spędzał samotnie, zamknięty w celu Aresztu Śledczego na Białołęce w Warszawie. Więzienna kuchnia postarała się, by świąteczny weekend był dla osadzonych wyjątkowy. Już w sobotę do śniadania serwowano gotowane jaja i chleb z margaryną, a na obiad tradycyjny żurek. W Niedzielę Wielkanocną do kanapek z kiełbasą żywiecką i ogórkiem kiszonym więźniowie dostali w prezencie po jednej soczystej pomarańczy. - Osadzeni spożywali posiłki w celach mieszkalnych. W areszcie nie ma możliwości przygotowania śniadania świątecznego przy wspólnym stole - informuje ppor. Tomasz Żebrowski. Na obiad był rosół w makaronem i kotlety mielone, a na kolację pieczeń rzymska. W poniedziałek szef kuchni rano podawał paprykarz, na obiad kotlety drobiowe, a na kolację faszerowany boczek i jabłuszko na lepsze trawienie.
Cóż, menu niezbyt wykwintne. Nie do takiego przywykł szef wnuczkowej mafii. Ale być może zjadł i tak lepiej niż niektórzy emeryci, których on i jego podwładni okradli ze wszystkich oszczędności, a dodatkowo naciągnęli na pożyczki w bankach.