Początek mszy świętej wyznaczono na godz. 10.30. Ale pielgrzymi przychodzili na częstochowskie błonia już w środku nocy, by zająć jak najlepsze miejsca w wydzielonych sektorach przed ołtarzem. - Byliśmy tutaj z całą grupą już o godz. 2
- opisywała Irena Literska, oczekując przy samej barierce na przyjazd Franciszka. Tłumy wiernych gęstniały z każdą chwilą. Szacunki mówią, że papieża przyszło powitać około 500 tys. osób. Dla tych, którzy nie mieli kart wstępu do sektorów na błoniach, rozstawiono w okolicy liczne telebimy. W pierwszych rzędach przed ołtarzem znaleźli się m.in. prezydent, pierwsza dama, premier, prezes PiS i wielu ministrów. Nabożeństwo się rozpoczęło.
Nagle zapadła głucha cisza. Wierni widzieli, jak papież potyka się na schodach. Upada. Całe błonia zamarły w przerażeniu. Jednak Jasnogórska Madonna nie pozwoliła, by Ojcu Świętemu stało się coś poważnego. Po chwili papież wstał.
Franciszek w kazaniu mówił wiele o roli Matki Bożej w życiu katolików. Podkreślił rolę matek i babć w przekazywaniu prawdziwej wiary. - Maryja jest Matką, która bierze sobie do serca problemy i interweniuje, która potrafi uchwycić trudne chwile oraz dyskretnie, skutecznie i stanowczo się o nie zatroszczyć - zaznaczył papież.
Co jakiś czas jego kazanie przerywane było przez burzę oklasków zgromadzonego tłumu pielgrzymów.
ZOBACZ: Kim był Maciej Szymon Cieśla - wolontariusz, o którym mówił papież Franciszek?