Wystarczył jeden podpis, aby rodzina straciła dach nad głową. Tak oszukiwało biuro zamiany mieszkań prowadzone przez 35-letnią kobietę i jej 66-letniego ojca. Jak podaje portal dzienniklodzki.pl najpierw wyszukiwali zadłużone mieszkania. Robili to za pośrednictwem spółdzielni mieszkaniowych i ośrodków pomocy społecznej. Potem docierali do właścicieli mieszkań i proponowali im zamianę lokalu. - Mąż był chory na alzheimera. Mieszkanie było na niego. Było zadłużone, bo nie mieliśmy pieniędzy. Mieliśmy dostać takie samo mieszkanie, jak mamy, tylko w kamienicy, nie w bloku.(...) Przekonała nas. Ale wszystkie upoważnienia podpisał mąż. Ja o niczym nie wiedziałam. Któregoś dnia ta pani zadzwoniła i powiedziała, że zabierze męża do spółdzielni, żeby sprawdzić stan zadłużenia mieszkania. Okazało się, że pojechali do notariusza i przepisali mieszkanie. Potem biuro nieruchomości pokazało kilka mieszkań do zamiany. Zgadzaliśmy się na wszystko. Ale jak miało dojść do podpisywania umowy, znajdowano wymówkę. Pewnego dnia przyjechała pani z biura z ekipą do wynoszenia rzeczy. Wszystko spakowali i wywieźli. Tak traciliśmy dorobek życia. - wspomina zrozpaczona pani Teresa.
W ten sposób oszuści pozbawili dachu nad głową 39 osób. Na szczęście pomogli urzędnicy. Większość poszkodowanych rodzin otrzymało mieszkania komunalne. Teraz prokurator podjął decyzję o zwolnieniu oszustki z aresztu. Zamienił go na dozór, zakaz zbliżania się do poszkodowanych i zakaz prowadzenia działalności, związanej z obrotem nieruchomościami. Osoby oszukane przez kobietę obawiają się, że teraz zacznie się ona mścić.
Zobacz: Bezdomna zdemolowała auto księdza, bo nie dostała posiłku w Caritasie