Akcja odbierania psów przebiegała wyjątkowo dramatycznie. Kazimierz R., mieszkaniec domu przy ulicy Warszawskiej w Osiecku, na widok obrońców zwierząt ruszył w ich kierunku z widłami.
- Mówił, że to są jego psy i mamy zostawić je w spokoju. To były trzy suczki i dwa psy, wszystkie w fatalnym stanie. Wiedzieliśmy, że musimy je zabrać - mówi Lucyna Górniak z otwockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
To, co zobaczyli wolontariusze, było przerażające. - Zwierzęta były chude jak szkielety, jedna z suk nie miała czym karmić kilkutygodniowego szczeniaka. Psy nie miały misek z wodą, nie mówiąc o jedzeniu czy budzie. Siedziały we własnych odchodach, niektóre z nich nie były w stanie chodzić. Właściciel przywiązywał je krótkimi łańcuchami, które po kilku miesiącach w niewoli wrosły im w karki - opowiada wstrząśnięta wolontariuszka.
Trzech psów nie dało się uwolnić, bo metalowe obroże były głęboko pod skórą. - Musieliśmy je zabrać z łańcuchami, które udało się usunąć dopiero po interwencji chirurga - mówi Lucyna Górniak.
Teraz zwierzaki są pod opieką weterynarza, jednak niektórym z nich głębokie rany wokół szyi wciąż się nie zagoiły. Wolontariusze proszą o wsparcie. - Chcemy je wyleczyć i znaleźć im kochający dom. Bez państwa pomocy nam się to nie uda - apeluje do czytelników "Super Expressu" przedstawicielka TOZ.
Obrońcy zwierząt chcą także ukarać okrutnego właściciela. - Na początku grudnia do naszej komendy wpłynęło zawiadomienie o znęcaniu się nad zwierzętami w Osiecku. Zajmujemy się tą sprawą - zapewnia st. asp. Sylwia Durlik z otwockiej policji i dodaje, że właścicielowi mogą grozić nawet dwa lata więzienia. Dlaczego był tak okrutny? - Powiedział, że jak matka żyła, to ona zajmowała się psami. A on nie miał serca ani o nie dbać, ani ich zabić... - relacjonuje policjantka.