Sprawa toczy się przed sądem. Ale ze względu na to, jaki zapadnie wyrok, pan Krzysztof go nie usłyszy. Zmarł krótko po pierwszej rozprawie.
- Pani Ania zrobiła mi krzywdę - zdołał jedynie wykrztusić przed sądem. Był ciężko chory, miał raka, a mówienie po przeprowadzonej tracheotomii sprawiało mu ból. Trzy dni później już nie żył.
- Bardzo to przeżył. To, że musiał przyjść do sądu, i to, że pojął, jak bardzo został wykorzystany przez osobę, której ufał - przekonuje nas osoba znająca sprawę.
Pan Krzysztof był samotny, jego rodzice zmarli dawno temu, a krewni mieszkają daleko. Nie był zdolny do samodzielnego życia. Do jego mieszkania, dwupokojowego M3 o powierzchni 40 mkw. przychodziły więc opiekunki MOPR. Jedną z nich była Anna Ś.
Jak ustalili śledczy, ta kobieta zaprowadziła swojego podopiecznego do notariusza w centrum Lublina. - Anna Ś. wprowadziła mężczyznę w błąd co do treści podpisywanych dokumentów. Mężczyzna nie wiedział, że składa podpis pod aktem notarialnym dotyczącym umowy dożywocia, czyli przepisania aktu własności w zamian za tzw. dożywotnią opiekę - mówi "SE" prok. Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Anna Ś. wciąż jest właścicielką mieszkania i jako niekarana może pracować dalej z chorymi ludźmi. Na żadnej z rozpraw się nie pojawiła, nie przyznała się do winy. Grozi jej 8 lat więzienia.
Zobacz: SKANDAL! Lekarze leczyli u kobiety raka, którego nie miała. Pomylono jej badania