- Życie jak życie. Nic nadzwyczajnego - Andrzej Gromek macha ręką. - Praca, dom, dwie córki, dwóch synów. Starałem się, jak mogłem. A żona? Jakoś się układało, ale kilka lat temu zaczęły się awantury. Kiedyś w złości wykrzyknęła, że nie nadaję się do niczego, nawet dzieci nie potrafiłem zrobić. To mnie wkurzyło - wspomina. Kłótni i wzajemnych oskarżeń przybywało. Plotki o tym, że pan Andrzej nie jest biologicznym ojcem swoich dzieci, zaczęły krążyć po wsi. - W końcu wzięliśmy rozwód. Żona przeniosła się z dziećmi do innej miejscowości. Zostałem sam, a żarty i docinki odnośnie do mojego ojcostwa stawały się coraz bardziej dokuczliwe. Postanowiłem więc zbadać swoją płodność - mówi mężczyzna. - Wynik był jednoznaczny. Nigdy nie mogłem spłodzić dzieci - dodaje ze smutkiem.
Zobacz: Półnagie zwłoki 60-latka w Krakowie. Tajemnicza śmierć
Na wieść o tym była żona pana Andrzeja tylko triumfalnie się roześmiała. A tajemnica szybko przestała być tajemnicą. - Słyszałem, że Piotrkiem to wstrząsnęło. Ustaliłem, że bardzo zbliżył się do wiary. Wolne chwile spędzał z modlitwą na ustach. Uczestniczył w religijnych spotkaniach. Myślał pewnie, że dzięki Bogu poradzi sobie z nową sytuacją. Jednak nie dał sobie rady. Powiesił się z tęsknoty za normalną rodziną - Andrzej Gromek zakrywa twarz.
Najbardziej żałuje, że nie zdążył spotkać się z Piotrem. Porozmawiać z nim. Powiedzieć, że bardzo go kocha i to, że nie jest jego biologicznym synem, niczego nie zmienia. - A może ktoś pomógł mu się zabić? Pragnę zaapelować do wszystkich, którzy wiedzą coś na temat śmierci Piotrka. Powiedzcie mi, co się wydarzyło, nim odszedł z tego świata - prosi załamany mężczyzna.