Piątkowy lot miał przybliżyć Wojciecha J. do licencji prawdziwego pilota. Pochodzący z Ostródy mężczyzna z wielką pasją zwiedzał świat, a najbardziej lubił go oglądać z góry. Wierzył, że pewnego dnia zostanie królem podniebnych tras. Niestety, z ostatniej podróży w przestworza już nie wrócił.
Około godz. 18 awionetka z warszawskiej Run way Pilot School leciała nad Chmielewem, wsią niedaleko Pułtuska. Obok 29-latka siedział doświadczony instruktor i zawodowy pilot Jacek O. Coś poszło nie tak. Aeroplan niemal zatrzymał się w miejscu i zaczął z ogromną prędkością spadać w kierunku ziemi. Maszyna roztrzaskała się na polanie, niedaleko Narwi.
Spadający samolot widziało kilku mieszkańców Chmielewa, którzy natychmiast wezwali pomoc. Ale na ratunek było już za późno. - Obaj mężczyźni, którzy lecieli awionetką, zginęli na miejscu - mówi asp. sztab. Andrzej Lewicki z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
Straż pożarna, która natychmiast pojawiła się na miejscu tragedii, zabezpieczyła dymiącą awionetkę przed wybuchem. Ale do wraku niełatwo było dotrzeć, bo ugrzązł na podmokłym i porośniętym chaszczami terenie. Prokurator i sztab policjantów badali wrak do późnych godzin nocnych.
Dopiero w sobotę udało się potwierdzić tożsamość ofiar. Bliscy pilota oraz kursanta są zrozpaczeni. Pogrążeni w smutku upamiętniają przyjaciół w internecie.
Nie wiadomo jeszcze, dlaczego w ogóle doszło do tragedii.
- Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. Przyczyny badają także specjaliści z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - tłumaczy asp. sztab. Lewicki.
Zobacz: Fotoradary wciąż niczyje
Polecamy: Ugryzł takówkarza w palec i ukradł telefon. Grozi mu 10 lat więzienia
Najlepsze wideo: tv.se.pl