Kobyla Góra: Zabrali jej syna, bo go bardzo kochała

2010-03-14 14:27

Co czuje matka, gdy obcy ludzie siłą wydzierają jej z ramion ukochanego syna? Rozpacz Iwony Mokrackiej (47 l.) jest tak wielka, że serce jej pęka, a ból jest tak ogromny, że nie pozwala kobiecie normalnie żyć. Wszystko dlatego, że synek pani Iwony został jej siłą odebrany przez kuratorów i kilkunastu policjantów.

- Zabrali mi syna, bo go za bardzo kocham - mówi zrozpaczona kobieta. To, co wydarzyło się w Kobylej Górze pod Ostrzeszowem (woj. wielkopolskie), mrozi krew w żyłach. Do drzwi domu pani Iwony zapukali kuratorzy z policją. Kobieta wiedziała, po co przyszli. Przyszli po jej ukochanego syna, żeby zabrać go z domu matki i przekazać ojcu, bo tak podczas sprawy rozwodowej zdecydował sąd w Poznaniu.

Przeczytaj koniecznie: Kalisz: Powiesiła się, bo zabrali jej komputer

- Cierpiałam strasznie, prosiłam, żeby mi go nie zabierano. Ostatnie 7 lat był ze mną i nie chciał mieszkać z tatą - opowiada kobieta. Ale matczyne błagania nie wzruszyły sędziego.

Całą akcję odbierania synka jego matce ktoś zarejestrował kamerą. To, co zobaczyliśmy, jest wstrząsające! Wystraszony, zdezorientowany chłopiec krzyczał i wyrywał się, nie chciał się ubrać, zostawić mamy, ukochanego psa, przyjaciół... Ale pracownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie wyniósł przerażonego chłopca siłą z domu.


Otulony tylko w koc malec próbował jeszcze trzymać się furtki i gałęzi. Ale jego starania nie poskutkowały. syn został przewieziony do domu jego ojca, 160 kilometrów od miejsca, w którym mieszkał z ukochaną mamą.

- Kuratorzy tylko realizowali postanowienie Sądu Okręgowego w Poznaniu. Nad wszystkim czuwał psycholog i lekarz rodzinny - mówi Dariusz Wojtczak, prezes Sądu Rejonowego w Ostrzeszowie.

Dramat dziecka zaczął się w chwili, gdy ich rodzice postanowili się rozwieść.

- Podczas sprawy rozwodowej Sąd Okręgowy w Poznaniu orzekł, że chłopiec powinien mieszkać z tatą w Poznaniu - lakonicznie tłumaczy sędzia Jarema Sawiński z Sądu Okręgowego. To, co usłyszała kobieta od biegłych psychologów, którzy ją przebadali (na potrzeby sprawy o opiekę nad dzieckiem), przeszło jej najśmielsze oczekiwania.


- Nagle okazało się, że jestem nadopiekuńcza. Zarzucono mi, że patologicznie uzależniam syna od siebie, że go sobie zawłaszczam - mówi pani Iwona i z trudem powstrzymuje łzy.

- A ja go po prostu mocno kocham - dodaje po chwili zadumy.

Teraz dzieckiem zajmuje się jego tata. Zapewnia, że chłopcu nie dzieje się żadna krzywda. - Żona utrudniała mi kontakt z synem i nastawiała syna przeciwko mnie - ripostuje Janusz M. (49 l.), ojciec. - Tylko że moje życie bez syna traci sens - mówi Iwona Mokracka. - Jak mam teraz żyć, jak żyć? - pyta kobieta, a w dłoni ściska zdjęcie ukochanego dziecka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki