55 000 zł NAGRODY dla szefa Kancelarii Sejmu Lecha Czapli ... bez jakiegokolwiek UZASADNIENIA

2011-04-19 12:32

Nie tylko marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu zgarnęli w ubiegłym roku wysokie nagrody. Równie zadowolony mógł być szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla (58 l.), który dostał 55 tys. zł premii. Decyzje o przyznaniu tej dodatkowej gratyfikacji zapadły na posiedzeniach Prezydium Sejmu. Na temat uzasadnienia wysokości premii urzędnicy Kancelarii milczą.

"W 2010 r. dla szefa Kancelarii oraz dla jego zastępcy przyznano trzy nagrody w wysokości 100 proc. wynagrodzenia oraz jedną nagrodę w wysokości 150 proc. wynagrodzenia" - informuje nas sejmowe biuro prasowe.

W 2010 r. na czele Kancelarii Sejmu stał Lech Czapla. Jego zarobki to ok. 12,5 tys. zł, w sumie więc otrzymał dodatkowo ok. 55 tys. złotych. Kiedy zapytaliśmy o uzasadnienie premii i kto formalnie przyznał nagrodę, a także o terminy wypłat, Kancelaria Sejmu nabrała wody w usta. Podobnie z konkretną wysokością bonusów dla urzędników.

- Szef Kancelarii Lech Czapla jest w zagranicznej delegacji - usłyszeliśmy wczoraj w jego sekretariacie.

Przeczytaj koniecznie: PO krytykuje Schetynę za premię dla Prezydium Sejmu

Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, nagrody dla kierownictwa Kancelarii Sejmu przyznawał zarówno były marszałek, a dzisiaj prezydent Bronisław Komorowski (59 l.), jak i obecny Grzegorz Schetyna (48 l.). To oni mieli akceptować wypłaty dodatkowych pieniędzy.

A to nie pierwsze tak wysokie nagrody w ub. roku dla ścisłego kierownictwa Sejmu. Jak ujawnił "Super Express", samo Prezydium Sejmu przyznało sobie blisko ćwierć miliona złotych premii.

Ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski dostał 22 tys. zł, a jego następca Grzegorz Schetyna 36 tys. zł. Z kolei wicemarszałkowie Sejmu wzięli od 32 do 55 tysięcy złotych. Okazało się, że tak wysokie nagrody politycy przyznawali sobie nawzajem na posiedzeniach prezydium.

zdesperowany rencista z rawicza postanowił napisać list do premiera. jego akcję popiera cała polska

Władza zawsze się wyżywi. Widać to choćby po sowitych nagrodach, jakimi obdarowuje się kierownictwo Sejmu (patrz tekst wyżej). A co ze zwykłymi ludźmi? Obietnice polityków nie wypełnią nam lodówek. Co można zrobić? Tylko zaprotestować. I tak jak pan Tadeusz Szurowski (53 l.), rencista z Rawicza, napisać list do premiera. Jego jednoosobową akcję protestacyjną popierają ludzie w całym kraju!

Wczoraj opisaliśmy dramatyczną sytuację pana Szurowskiego, który przez problemy zdrowotne jednego dnia zamienił się z żywiciela rodziny w rencistę wegetującego na skraju ubóstwa za państwowe świadczenia. Dostaje nieco ponad 600 złotych renty. Kiedy zobaczył, że dostanie 15 złotych podwyżki, postanowił napisać list do premiera z "podziękowaniami". Jego akcję popiera cała Polska!

Ryszard Jabłoński (58 l.), aktor z Warszawy: Ludzie po studiach biedują

- Premier powinien wiedzieć, za ile ludzie żyją. Znam wiele osób, które po studiach żyją za takie same pieniądze. Walczyliśmy o to, by żyło się lepiej, ale to, co się dzieje, jest straszne. Ja mam 1700 zł gaży, a ponad połowę idzie na mieszkanie.

Dominika Klukowska (23 l.), tłumaczka z Warszawy: W takiej rozpaczy żyje wielu ludzi

- Ten list to rozpaczliwy krzyk, który dusi w sobie wiele osób. W tym kraju milionom Polaków jedną ustawą odbiera się ciężko zarobione pieniądze. Ja byłam zmuszona zrezygnować ze studiów i pójść do pracy, by utrzymać siebie i pomóc rodzinie.

Janina Mrowca (57 l.), rencistka z Warszawy: W Polsce ciężko się żyje

- Bardzo dobrze, że ten pan to zrobił, bo w Polsce naprawdę ciężko się żyje. Bez przerwy fundują nam jakieś podwyżki. Mam rentę 890 zł i choć mieszkam z córką, wystarcza nam na naprawdę skromne życie.

Błażej Tolka (33 l.), kierowca z Warszawy: Ten list nic nie zmieni

- Niestety, nie wierzę w to, że ten list cokolwiek zmieni. A prawda jest taka, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Po prostu przepaść w porównaniu z tym, co było dwa, trzy lata temu.

Jerzy Sidorowicz (75 l.), emeryt z Białegostoku: Rząd chce, abyśmy wszyscy poumierali

- Mam 1040 zł emerytury

i serdecznie współczuje temu człowiekowi, bo sam ledwie wiążę koniec z końcem. Rząd chce, abyśmy wszyscy poumierali. Zdarza się, że ludzie wykształceni z biedy zaczynają szperać w śmietnikach, żeby dorobić.

Piotr Zdulski (50 l.), emeryt z Warszawy: Brakuje pieniędzy na leki

- Ludzi, którzy powinni wysłać podobne listy, jest na pewno więcej. Ja mam emeryturę i niewielką pensję, ale wcale nie jest lekko. Moja matka, gdybym jej nie pomagał, musiałaby zrezygnować z leków.

Marta Konopko (20 l.), studentka z Grajewa: Wszyscy piszmy do premiera

- Mam nadzieję, że w końcu w tym kraju coś się zmieni. Rząd zacznie myśleć o ludziach i ich podstawowych potrzebach. Wspieram pana Tadeusza i zachęcam wszystkich do pisania dp premiera, może wreszcie będzie lepiej.

Witalis Dworakowski (55 l.), kierowca z Białegostoku: Zostaje czekać na śmierć

- To śmieszne, co rząd robi z obywatelami. Powinni podwyżki dostawać najbiedniejsi, by w końcu wyrównać troszeczkę przepaść miedzy bogatymi a biednymi. Za takie pieniądze człowieka nie stać na nic. Musi czekać na śmierć.

Krystyna Boj (65 l.), emerytka z Białegostoku: Nikt nie powinien głodować

- Jestem oburzona tym, że państwo nie dba o najsłabszych i potrzebująych. Podniesienie zarobków dla najbiedniejszych Polaków powinno być priorytetem rządu. Nikt nie powinien głodować w takim kraju jak Polska.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki