Niemcy: Wypadek polskiego autokaru niedaleko Berlina. Ciała ofiar wypadały przez okna

2010-09-27 10:30

Dla wielu ten wyjazd był wycieczką życia, ale zamiast wspomnień z Hiszpanii przywiozą do Polski koszmary, które będą prześladować ich do końca życia. Autobus z polską wycieczką zorganizowaną przez Nadleśnictwo w Złocieńcu (woj. zachodniopomorskie) wracał właśnie do Polski.

Do domu mieli niecałe dwie godziny podróży, gdy na autostradzie A10 nieopodal Berlina Niemka prowadząca mercedesa wymusiła pierwszeństwo i uderzyła w autokar. Pojazd z 49 Polakami z impetem uderzył w betonowy filar wiaduktu.  Zginęło 13 osób, 29 jest rannych, z czego 15 znajduje się w stanie krytycznym.   

To był spokojny niedzielny poranek. Autokar wjechał właśnie na tzw. Berliner Ring, autostradę A10, będącą obwodnicą Berlina. Na pokładzie było 46 pasażerów (pracownicy nadleśnictwa, ich dzieci i znajomi), dwóch kierowców i pilot wycieczki, w sumie 49 osób.

Przeczytaj koniecznie: Kierowca rozbitego autokaru: Nigdy tego nie zapomnę

Było sennie. Padał deszcz, a długa podróż, trwająca już 18 godzin (wyjechali z hiszpańskiej Katalonii o 16.30 w sobotę), dała się we znaki pasażerom. Wszyscy odliczali godziny, kiedy dojadą do domu.

Autokar przejeżdżał przez Schoenefeld w Brandenburgii, gdy z podporządkowanej drogi wyskoczył czerwony mercedes. Za kierownicą siedziała 37-letnia Niemka, która prawdopodobnie nie zauważyła w lusterku nadjeżdżającego autokaru. Kobieta z impetem uderzyła w bok busa. Pasażerowie usłyszeli huk, chwilę później ciszę rozdarł przerażający ryk hamulców.

Kierowca autokaru do końca walczył, by wyprowadzić wybity z trasy pojazd, który na śliskiej nawierzchni zboczył z kursu. Sekundę później autobus wbił się lewym bokiem w betonowy filar podtrzymujący wiadukt. Uderzenie było tak silne, że część pasażerów powypadała przez okna, rozbijając się o betonowy filar i ginąc na miejscu. W środku podróżni przygnieceni zostali fotelami, które poprzemieszczały się, łamiąc im kości. Chwilę później nastąpiła przeraźliwa cisza.

Gdy po kilku minutach od katastrofy na miejscu pojawili się ratownicy, zastali przerażający widok. Przód i lewy bok pojazdu zostały zmiażdżone. Rozbite szkło poraniło ludzi, niektórzy powypadali wprost na beton przez wybite okna najeżone ostrymi odłamkami. Inni zakleszczyli się między fotelami. Wszędzie była krew, porozrywane bagaże pokryły jezdnię.

- To było straszne - mówi Klaus Scholz, świadek katastrofy. - Wszędzie ciała, krew, widziałem jakieś szczątki kończyn. Wiele osób podczas podróży musiało zdjąć dla wygody buty, teraz te pokaleczone, połamane, okrwawione bose nogi i porozrzucane buty robiły straszne wrażenie. Nigdy nie zapomnę tego widoku - dodaje.

To była masakra

Pół godziny po wypadku przy wraku autobusu kłębiło się blisko 300 strażaków, policjantów i lekarzy. Na miejscu natychmiast pojawiło się 7 śmigłowców medycznych z Berlina i okolicznych miast, które zabierały rannych do 15 szpitali w Berlinie i Poczdamie. Pięciu najciężej rannych przewieziono do Centrum Urazowego w Berlinie, gdzie lekarze zdecydowali o natychmiastowej operacji dwóch osób.

Czterech rannych trafiło do kliniki Vivantes w berlińskiej dzielnicy Noukollen, a kolejnych czterech, lżej rannych, do szpitala w mieście Koenigs Wusterhausen. Jedna osoba trafiła do kliniki DRK w berlińskiej dzielnicy Koepenick. - Wszyscy poszkodowani zostali doskonale opatrzeni i przewiezieni do szpitali w ciągu 2 godzin od wypadku. Monitorowani są nawet ci, którzy doznali lżejszych obrażeń - powiedziała minister zdrowia Ewa Kopacz, która dotarła do Berlina wczoraj po południu.

Koszmar niepewności

Godzinę po katastrofie do Polski zaczęły docierać przerażające wieści. Najpierw mówiono o 6 ofiarach, szybko jednak ich liczba wzrosła do 11, potem do 12. Wieczorem w szpitalu zmarła 13 osoba. Liczba ciężko rannych mroziła krew w żyłach. Tylko 7 pasażerów nie odniosło żadnych obrażeń.

Ale kto zginął? Komu udało się przeżyć? Dziesiątki osób - przyjaciół, rodzin ofiar katastrofy, próżno czekało na jakąkolwiek informację. Od godz. 13 bliscy podróżujących pechowym autobusem koczowali pod urzędem w Złocieńcu. Do późnego wieczora nikt nie był w stanie powiedzieć im, w jakim stanie są ich najbliżsi.

Roztrzęsieni ludzie próbowali gorączkowo dodzwonić się do Niemiec. Początkowo udało się jednak ustalić tylko, że nadleśniczy Henryk Kaczmarek przeżył i nie odniósł większych obrażeń. Ale co z innymi? - Tam pojechał mój brat z żoną, wiem już, że przeżyli, ale w bardzo ciężkim stanie leżą w szpitalach - mówi Marek Terlecki, leśniczy z Suliszewa. - O bracie nic nie wiem, bratowa cała połamana - mówi drżącym głosem mężczyzna.

- Pojechali moi bliscy, znajomi, przyjaciele! - rozpacza Mieczysław Piwowarczyk z leśnictwa Siecino. - Przed chwilą dzwoniła do mnie córka jednego z nich. Nie wie, co się dzieje z jej ojcem - mężczyzna wybucha szlochem.

- Pojechała połowa pracowników, na liście były małżeństwa z całymi rodzinami - dodaje inny leśniczy.

Kto zawinił?

Wieczorem sztab kryzysowy w oczekiwaniu na ostateczną i potwierdzoną listę zabitych przygotował kilka zespołów kryzysowych, złożonych m.in. z psychologów i pracowników opieki społecznej, którzy mieli zadanie powiedzieć rodzinom o śmierci ich najbliższych. Po godz. 22 urzędnicy poinformowali rodziny o losie ich bliskich. Wtedy na korytarzu rozległ się przeraźliwy płacz.

- Autokar był sprawny, nie był przestarzały - zapewnia Tomasz Suchacki, właściciel pojazdu i firmy Pol-Bus z Suchania. - Nie była to wina kierowcy ani wady technicznej pojazdu.

Patrz też: Wypadek polskiego autokaru w Niemczech – działa infolina dla rodzin, rząd wyśle samolot po rannych

Świadkowie katastrofy mówią, że autokar wpadł na filar właśnie dlatego, że uderzył w niego mercedes na berlińskiej rejestracji. Kobieta z tego wozu została ciężko ranna, dwójka jej pasażerów lżej. Wiele wskazuje na to, że 37-letnia Niemka jest winna tej masakry. Prokuratura Okręgowa w Szczecinie poinformowała, że w poniedziałek przejmie od Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim śledztwo dotyczące wypadku. Polskie władze natychmiast uruchomiły akcję pomocy rannym.

Zorganizowano wyjazd rodzin ofiar do Niemiec. Na miejsce katastrofy ma też polecieć wojskowy samolot transportowy CASA, który zabierze lżej rannych do kraju. Dla osób najmniej poszkodowanych Pol-Bus przygotował autobus zastępczy.

Na miejsce tragedii udali się premier Donald Tusk i minister zdrowia Ewa Kopacz. Ministerstwo Spraw Zagranicznych uruchomiło specjalne numery telefonów informacyjnych dla bliskich ofiar wypadku polskiego autokaru pod Berlinem. Numery informacyjne to 22 523-94-48 i 22 523-92-48.

Weź udział w SONDZIE >>>



Dopisz się do Księgi Kondolencyjnej dla rodzin ofiar tragedii:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki