To miała być zwykła wycieczka. Boeing 737 wyczarterowany przez jedno z biur podróży miał wystartować w środę z warszawskiego Okęcia, lecieć do Poznania, aby zabrać kolejnych turystów, a następnie na Kretę. Niestety, maszyna miała usterkę. Po kilku godzinach udało się ją naprawić i wydawało się, że samolot spokojnie odleci do stolicy Wielkopolski. Nic z tego.
Gdy pasażerowie byli już na pokładzie, jedna z rodzin - jak podaje tvnwarszawa.pl - poczuła dym i zrezygnowała z lotu. Szybko dołączyły do niej następne. Zażądali wypuszczenia z maszyny, ale kapitan odmówił. Wówczas wpadli w panikę. Nie wierzyli w zapewnienia pilota, że jest już bezpiecznie.
Ostatecznie, kapitan zgodził się wypuścić spanikowanych pasażerów. Samolot musiał zawrócić z pasa startowego, trzeba było wydać bagaże, a to spowodowało kolejne opóźnienia. W efekcie wydłużył się czas pracy załogi, więc... samolot nie mógł już lecieć do Poznania, bo piloci przekroczyliby limit czasu pracy.
Na Kretę polecieli więc tylko turyści z Warszawy. Ci z Poznania zostali przewiezieni autobusami do stolicy i zakwaterowani w hotelu. Na wymarzone wakacje mają odlecieć dopiero dziś wieczorem.