Gdy wybuchła wojna to rzuciła pracę! Ukrainka z Kalisza mówi o misji

i

Autor: pixabay.com - zdjęcie poglądowe Gdy wybuchła wojna to rzuciła pracę! Ukrainka z Kalisza mówi o "misji"

Gdy wybuchła wojna to rzuciła pracę! Ukrainka z Kalisza mówi o "misji"

2022-03-04 9:12

Wojna na Ukrainie trwa już od ponad tygodnia. Każdego dnia do Polski przyjeżdżają tysiące uchodźców, którzy szukają schronienia przez rosyjskim okupantem. Natalia od kilku lat mieszka w Kaliszu (woj. wielkopolskie), ale rzuciła pracę, bo mówi, że ma "misję".

Wojna na Ukrainie wybuchła 24 lutego 2022 roku. Wojska rosyjskie na rozkaz Władimira Putina rozpoczęły inwazję zbrojną na ten kraj. Każdego dnia tysiące Ukraińców ucieka przed wojną. Większość z nich trafia do Polski, bo tutaj ma rodzinę i przyjaciół. Nieco inna jest historia Natalii, która mieszka od dwóch lat w Kaliszu (woj. wielkopolskie). 38-latka pracowała w PKS-ie, ale kiedy Rosja napadła na Ukrainę, rzuciła pracę, bo ma misję do spełnienia. Teraz opiekuje się córkami pary swoich ukraińskich przyjaciół, którzy - mąż i żona - walczą z wrogiem. Natalia razem z koleżanką Nadią pomaga też uchodźcom. - Opiekuję się dwiema dziewczynkami w wieku 10 i 14 lat. To są córki moich przyjaciół z Ukrainy - wyjaśniła w rozmowie z PAP. Ich mama przywiozła dzieci do Kalisza i wróciła do ojczyzny. - Takie jest ukraińskie serce, pojechała do męża, by walczyć u jego boku. Na wojnie każdy, kto może chwyta za broń - powiedziała. - Ja też w każdej chwili jestem gotowa wziąć broń i walczyć, jeżeli zajdzie taka potrzeba - dodała.

Wypełniając swoją misję Natalia codziennie przychodzi też do Fundacji Chrześcijańskiego Ośrodka Pomocy Społecznej CHOPS przy ul. Chopina 23 w Kaliszu. Tam razem ze swoją koleżanką pomagają uchodźcom wojennym przyjeżdżającym do miasta.

30-letnia Nadia z Kaliszem związana jest od 6 lat. - Mam już nawet polskie obywatelstwo - powiedziała z dumą. Nadia zajmuje się sprowadzaniem do Kalisza uchodźców wojennych. Do siedziby fundacji przyszła z Krystyną, która w środę przyjechała do Kalisza z Tarnopola na Ukrainie z dwojgiem dzieci w wieku 5 i 8 lat. Jechali do Polski 48 godzin. - To bardzo szybko. Mamy 9 przejść granicznych. Ale nie wszyscy znają małe przejście graniczne Uhryniv, gdzie bardzo szybko przedostaliśmy się do Polski – stwierdziła Krystyna.

Pierwsza noc w Kaliszu była nerwowa. - Nie spałam od 7 dni, ciągle ukrywaliśmy się w piwnicach, ciągle wyły syreny, bałam się o dzieci. Tej nocy nie mogłam usnąć, zrywałam się. Ta cisza w nocy była przeraźliwa – powiedziała.

Krystyna martwi się o dzieci. - Kiedy po drodze do Kalisza mijały nas duże samochody ciężarowe, to wydawany przez nie hałas powodował, że dzieci płakały. Myślały, że znowu nalot i trzeba uciekać – mówiła.

Jest przerażona wojną. - Rosyjskie wojsko strzela też do cywilów. Niszczone są domy, ludzie nie mają dokąd wracać. W sklepach zaczyna brakować produktów, ale Ukraińcy potrafią być solidarni nawet przy robieniu zakupów. Jeżeli na półce w sklepie stoi pięć kilogramów mąki, to Ukrainiec weźmie tylko jeden kilogram. Wie, że za chwilę przyjdzie ktoś, kto będzie też potrzebował – podkreśliła.

Kobiety mówiły reporterce PAP, że nie mogą pojąć, jak to możliwe, że brat napadł na brata. - Czuję złość i bardzo wielki ból, bo wszyscy - agresorzy Rosjanie i Białorusini oraz napadnięci Ukraińcy - jesteśmy braćmi, Słowianami – zasmuciła się Natalia.

Sonda
Czy pomogłaś/eś w jakikolwiek sposób Ukraińcom?
Michał Szczerba w rozmowie z Janem Złotorowiczem o sytuacji na Ukrainie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki