Wraz z początkiem czerwca Zakopane powoli szykuje się na letni najazd turystów. Dla wielu mieszkańców Podhala to początek kilku intensywnych miesięcy, czyli tzw. sezonu wysokiego, kiedy można zarobić na utrzymanie przez resztę roku. Jednak zamiast pełnego mobilizacji spokoju, miasto znowu żyje konfliktem. Co ciekawe, tym razem nie chodzi ani o turystyczne tłumy, ani o zakopiańskie korki, ani nawet o słynne wozy konne na trasie do Morskiego Oka. Emocje budzi decyzja lokalnych władz, która miała uporządkować jedną z najbardziej chaotycznych sfer usług w mieście. Skończyło się na politycznym zatorze, społecznej frustracji i pytaniach bez odpowiedzi. A zegar tyka - wakacje tuż za rogiem.
Zakopane znów w konflikcie. Miało być lepiej, wyszło gorzej
Podczas ostatnich obrad komisji ekonomiki, które odbyły się 26 maja, radni Zakopanego mieli głosować nad projektem uchwały dotyczącym rynku taxi. Główne założenia? Wprowadzenie maksymalnych stawek za przejazdy, obowiązkowe oznakowanie pojazdów oraz identyfikatory kierowców. Na papierze wszystko wyglądało sensownie – miało być przejrzyście, bezpiecznie i sprawiedliwie. Z jednej strony ochrona turystów przed zawyżonymi rachunkami, a z drugiej uporządkowanie chaotycznej branży, w której od lat ścierają się lokalni przewoźnicy i kierowcy aplikacyjni.
W praktyce jednak na sali obrad szybko zrobiło się nerwowo. Głos zabrali zakopiańscy taksówkarze, którzy w ostrych słowach wyrazili swój sprzeciw. Zdaniem przewoźników narzucone ceny kompletnie nie przystają do górskich realiów, a ich wprowadzenie mogłoby doprowadzić wiele lokalnych firm na skraj upadku.
Ktoś wyliczył stawki zza biurka
To nie Warszawa, my żyjemy z sezonu - komentowali kierowcy podczas burzliwej dyskusji nad projektem uchwały, czytamy na portalu podroze.gazeta.pl.
Polecany artykuł:
Górskie realia i sezonowe życie
Projekt zakładał m.in. 11 zł opłaty początkowej, 8 zł za kilometr w taryfie pierwszej, 9 zł w drugiej oraz 50 zł za godzinę postoju. W dużym mieście mogłoby to być do zaakceptowania, ale w Zakopanem? Tutaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Krótkie, lecz wymagające trasy, duże zużycie pojazdów na stromych i ośnieżonych drogach, częste postoje i ogromna konkurencja sprawiają, że każda złotówka ma znaczenie. W ocenie taksówkarzy sztywne stawki mogłyby wręcz pogorszyć sytuację pasażerów, bo kiedy legalni kierowcy znikną z ulic, ich miejsce mogą zająć ci, którzy działają poza kontrolą.
Dalsza część artykułu znajduje się pod galerią.
Atak zimy w maju. Śnieg w Zakopanem
Uber i Bolt w Zakopanem
Uber i Bolt są obecni w Zakopanem i działają bez większych przeszkód, lecz problem w tym, że – jak twierdzą lokalni przewoźnicy – nie grają uczciwie. Kierowcy z aplikacji często nie mają widocznych oznaczeń, nie rejestrują wszystkich kursów, a podczas kontroli zdejmują koguty, udając prywatne auta. Burmistrz Zakopanego, Łukasz Filipowicz, nie ukrywa, że samorząd ma związane ręce.
Nie mamy prawa nie wydawać licencji [...] To nie kwestia chęci, tylko braku narzędzi prawnych - wyjaśnił burmistrz Łukasz Filipowicz, czytamy na portalu podroze.gazeta.pl.
Po burzliwej debacie radni postanowili wycofać się z części projektu. Zamiast maksymalnych stawek pozostaną jedynie zapisy o obowiązkowym oznakowaniu pojazdów i identyfikatorach kierowców. Zdaniem wielu - to zdecydowanie za mało. Zbliżający się sezon letni nie daje wiele czasu na dopracowanie sensownych rozwiązań - taksówkarze obawiają się, że bez jasnych zasad i uczciwej konkurencji sytuacja tylko się pogorszy. A samorząd? Liczy na zmiany na poziomie centralnym, które - jak wiadomo - nie dzieją się z dnia na dzień.