Na Wyspach Brytyjskich zrobiło się głośno o Krakowie, choć miastu z pewnością nie o taki rozgłos chodzi. Gazeta Liverpool Echo opisała koszmarną przygodę grupy kobiet, które przyleciały pod Wawel na wieczór panieński jednej z nich. Turystki idące przez Rynek Główny zostały zaczepione przez grupę mężczyzn.
- Szłyśmy przez Rynek Główny, miałam włączoną nawigację w telefonie. Dołączyła do nas grupa czterech lub pięciu mężczyzn, mówiących w obcym języku. Jeden z nich położył rękę na ramieniu mojej siostry. Powiedziałyśmy im, że nie rozumiemy, co do nas mówią - relacjonuje Jana Silgale.
Po chwili Brytyjki zostały spryskane gazem pieprzowym. Na szczęście skończyło się wyłącznie na nieprzyjemnych, choć niegroźnych dolegliwościach typowych dla kontaktu z drażniącą substancją, choć kobiety obawiały się dużo gorszych konsekwencji zdrowotnych.
- Nie mogłyśmy otworzyć oczu. Nie wiedziałyśmy od razu, że to gaz pieprzowy. Na początku myślałyśmy, że to kwas. Bałam się, że oślepnę - dodaje 33-latka.
Do Krakowa już nie wrócą
Jana Silgale zapewnia, że nigdy więcej nie wróci do Krakowa. Traumatyczne przeżycie zniszczyło jej wspomnienia z wieczoru panieńskiego siostry. Podobne odczucia mają pozostałe zaatakowane kobiety.
- Nigdy tam nie wrócimy. Nie chciałyśmy już nawet kupować magnesów na lodówkę, ani niczego, co by przypominało nam podróż. Ludzie muszą być ostrzeżeni o tym, co się z nami stało, to było szokujące - stwierdziła Jana Silgale.
Szalony pościg ulicami Krakowa