Rekonstrukcja zdarzeń

Szukali 14-latki, oskarżają policję. "Nie zrobili nic, aby odnaleźć Natalię" [Rekonstrukcja zdarzeń]

2023-12-01 5:00

Mieszkańcy Andrychowa wciąż nie mogą uwierzyć, jak to się stało, że 14–letnie dziecko zamarzło na parkingu przy popularnym dyskoncie spożywczym, w centrum miasta, przy ruchliwej ulicy, w porannym szczycie. Jak to się stało, że przez 5 godzin (tyle czasu minęło od momentu gdy dziewczynka zadzwoniła do taty prosząc o pomoc, do momentu jej odnalezienia) nikt jej nie zauważył? Dotarliśmy do przyjaciela ojca Natalii i jego żony, którzy opowiedzieli nam jak dokładnie wyglądały poszukiwania nastolatki.

Andrychów. Dramatyczny telefon Natalii do ojca. "Nie wie, gdzie jest, ma mroczki przed oczami"

Pan Rafał, znajomy ojca zmarłej Natalii K. od początku zaangażował się w poszukiwania córki przyjaciela. – Natalia zaginęła po godzinie 8. rano. Zdążyła jeszcze, jak się wydaje, ostatkiem sił, zadzwonić do taty i powiedziała, że źle się czuje, że nie wie gdzie jest, że ma mroczki przed oczami. Na ten telefon jej tata zareagował błyskawicznie. Po pierwsze dlatego, że jego córka była ułożona i w przeszłości nigdy nie zdarzały jej się żadne niestandardowe zachowania. Po drugie ojciec zna swoje dziecko, od razu wiedział, że dzieje się coś bardzo złego. Wziął kurtkę i wybiegł z domu. Znał drogę, którą codziennie chodziła córka na przystanek autobusowyopowiada pan Rafał w rozmowie z "Super Expressem".

Natalia uczyła się w Liceum Ogólnokształcącym w Kętach, do szkoły dojeżdżała busem. Dojście na przystanek autobusowy zajmowało jej ok. kwadransa. – Tata Natalii szukał jej na trasie do przystanku, przeszedł tę drogę. Równocześnie siostra z chłopakiem samochodem pojechali do Kęt. Nie wiedzieli, czy Natalia wsiadła do busa czy nie. Międzyczasie tata Natalii skontaktował się ze szkołą i dowiedział się, że córka nie dotarła na lekcje. Gdy te poszukiwania nie przyniosły skutku poszedł na policję – dodaje pan Rafał w rozmowie z nami.

Moja córka teraz leży w śniegu. Policjanci kazali czekać bezradnemu ojcu

Posterunek policji w Andrychowie znajduje się przy głównej ulicy, około 500 metrów w linii prostej od przystanku, z którego Natalia miała jechać do szkoły. – Tata Natalii przyszedł na policję po godzinie 9 – mówi stanowczo pani Anna i zaprzecza słowom rzeczniczki policji, która twierdziła, że rodzina przez kilka godzin na własną rękę szukała dziecka a dopiero potem złożyła zawiadomienie. – Ojciec Natalii przez godzinę czekał w poczekalni na policjanta, a potem kolejną składał zawiadomienie, w międzyczasie błagał wręcz dyżurnego, by chociaż zlokalizowali telefon jego córki, zanim się wyłączy. Usłyszał, od funkcjonariuszy, że może Natalia poszła na zakupy, a lokalizacja telefonu nie jest taka prosta. To wszystko działo się przed kilkaset metrów od miejsca gdzie Natalia leżała. Jej ojciec mówił policjantom "może moja córka teraz leży w śniegu", a oni mu kazali czekać – opowiedziała w rozmowie z "Super Expressem" pani Anna. Według jej relacji tata Natalii wyszedł z komisariatu po godzinie 12. Międzyczasie dołączył do niego kolega, pan Rafał. Wspólnie poszli do mieszkania, bo tak im nakazali policjanci. Mieli przygotować w mieszkaniu ubrania zaginionej dziewczynki, a policjanci obiecali zjawić się z psem tropiącym. 

Natalia leżała bez oznak życia. Znalazł ją przyjaciel ojca 14-latki. "Straszny widok"

Zrobiliśmy jak nam powiedzieli, ale postanowiliśmy, że nie będą siedzieć bezczynnie i czekać – relacjonuje pan Rafał. Poprosili sąsiadkę by poczekała na policjantów. Sami zaś znowu postanowili przeszukać trasę na przystanek. – Policjanci przyszli do domu, ale bez psa, chcieli zobaczyć piwnicę, bo stwierdzili, że może tak się Natalia schowała – mówi pani Anna. Pan Rafał i tata Natalii się rozdzielili. Pierwszy pojechał na parking w pobliżu przystanku autobusowego, zaś drugi pieszo szedł od strony domu. – Porozglądałem się i zobaczyłem tę reklamę na kółkach przy parkingu. Postanowiłem to sprawdzić i faktycznie dostrzegłem coś czarnego na ziemi. Podszedłem i nie miałem wątpliwości, to była Natalia, leżała bez oznak życia, trzymała w ręku telefon, jakby chciała zadzwonić, ekran się świecił. To był straszny widok. Zacząłem podnosić Natalię, w tym momencie dobiegł jej tata. Zanieśliśmy ją do sklepu, do ciepła. Tam zaczęliśmy reanimacje, ktoś dzwonił po karetkę, potem jeszcze ekspedientka dzwoniła. Reanimowali ja w drodze do szpitala w Wadowicach potem w drodze do Krakowa, podłączyli do sztucznego płucoserca, lekarze robili wszystko by ja uratowaćzrelacjonował w rozmowie pan Rafał. To właśnie on odnalazł Natalię, a nie policja. 

Inną wersję zdarzeń przedstawili mundurowi. Z relacji rzeczniczki Komendy Powiatowej Policji w Wadowicach, której podlega komisariat w Andrychowie, wynika że informację o zaginięciu Natalki funkcjonariusze otrzymali dopiero kilka godzin po tym, jak dziewczynka po raz ostatni zadzwoniła do ojca.

- W tej sprawie będzie wszczęte śledztwo, w pierwszej kolejności zostanie zlecona sekcja zwłok, celem ustalenia przyczyny śmierci dziewczynki. Następnie będą ustalani i przesłuchiwani świadkowie, aby odtworzyć przebieg zdarzeń, od momentu wyjścia z domu 14-latki, do miejsca jej ujawnienia. Informacje o zaginięciu 14-latki policjanci otrzymali kilka godzin po tym jak ojciec dziewczynki stracił z nią kontakt telefoniczny. w tym czasie rodzina szukała jej na własną rękę. W momencie otrzymania zawiadomienia o zaginięciu policjanci niezwłocznie uruchomili wszelkie procedury związane z poszukiwaniami. Na ten moment o bliższych informacjach nie mogę mówić, z uwagi na dobro prowadzonego śledztwa - poinformowała media st. asp Agnieszka Petek, oficer prasowa KPP Wadowice.

Natalia umierała na parkingu. Policjant zastanawiał się, czy nie poszła na zakupy. Galeria zdjęć

Pan Rafał odnalazł Natalię K. przed marketem
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki