Ocalił rodzinę z pożaru. Bohaterska postawa listonosza

i

Autor: Poczta Polska 4 grudnia w Miejskiej Wsi (k. Olsztyna) wybuch pożar. Z butli ulatniał się gaz. Gdyby nie pan Ireneusz Szymański, mogło dojść do tragedii.

Ocalił PRZERAŻONĄ rodzinę z pożaru! Bohaterska postawa listonosza [WIDEO]

2019-12-12 9:25

Gdyby nie pan Ireneusz Szymański, mogło dojść do tragedii. 4 grudnia w Miejskiej Wsi (k. Olsztyna) wybuchł pożar. Z butli ulatniał się gaz. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, a mieszkańcy budynku wpadli w panikę. Rodzina może mówić o wielkim szczęściu, że akurat tego dnia pan Ireneusz miał im do przekazania korespondencję. Mężczyzna uratował trzy osoby.

"Uciekaj, bo nas wysadzisz!"

Kto wie, jak potoczyłyby się losy rodziny z miejscowości Miejska Wieś (gmina Jeziorany) w woj. warmińsko-mazurskim, gdyby nie... list polecony. To właśnie taką przesyłkę miał do przekazania 4 grudnia listonosz Ireneusz Szymański. - Zaczynałem pracę tak, jak co dzień - mówił pan Ireneusz w materiale dla Poczty Polskiej.

List odbierała kobieta. Bohaterskiego listonosza zaniepokoiło natomiast nieporadne i nerwowe zachowanie jednego z domowników. Pan Ireneusz znał ich od lat. - Usłyszałem, że mąż kobiety robi coś z butlą. Zaczęło syczeć. Mówię do tego pana po imieniu, bo znamy się wiele lat: "Jasiu, przykręć tę butlę, bo coś syczy!" - relacjonuje listonosz. - Nie wiem, czy spanikował, ale zamiast zakręcić, odkręcił ją jeszcze bardziej. Jego żona zaczęła krzyczeć: "Uciekaj z tą butlą, bo nas wysadzisz w powietrze!"

Listonosz ocalił trzy osoby

Tragedia była o krok. Kompletnie spanikowany mieszkaniec budynku wywołał pożar. - Skierował butlę na kuchnię kaflową, która się paliła. Pół pomieszczenia stanęło w ogniu, aż po sufit! - opowiada Ireneusz Szymański. Tłumaczył, że butla z gazem wyglądała jak pochodnia, która podpalała po kolei każdy element domu. - Gospodarz poparzył sobie ręce i uciekł. Wszystko dookoła paliło się.

Gospodarz domu w Miejskiej Wsi szybko jednak wybiegł z budynku i uszedł z życiem. Zostali w nim natomiast kobieta i jej dziecko. Byli przerażeni. - Syn krzyczał, że się pali. Był przy oknie. Rozbiłem okno i kazałem im wychodzić. A oni byli spanikowani - mówi pan Ireneusz. - Kobieta siedzi, jakby była sparaliżowana. Powiedziałem jej, żeby uciekała, bo się spali!

Skromny bohater

Gdyby nie stoicki spokój i trzeźwość umysłu listonosza, prawdopodobnie zarówno on, jak i rodzina, której dostarczył list, zginęłaby w pożarze. - Taka jest ta praca. Odwiedzamy różnych ludzi i tyle z mojego bohaterstwa - komentuje skromnie Ireneusz Szymański. Poniżej materiał Poczty Polskiej, w którym odważny listonosz opowiada o feralnym zdarzeniu z 4 grudnia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki