Kierowca nie udzielił pomocy

Patrycjusz zginął, bo nie było taksówki. Sprawca nie wezwał pomocy. Szokujący zwrot w sprawie

2024-04-09 12:11

Zadziwiający zwrot akcji w sprawie wypadku, o którym pisaliśmy na łamach "Super Expressu". Patrycjusz N. w Boże Narodzenie wracał z imprezy urodzinowej. Nie było taksówki, więc ruszył pieszo. Niedługo później mężczyzna już nie żył. W oświetlonym tunelu koło Ostródy (woj. warmińsko-mazurskie) został śmiertelnie potrącony. Poniżej nowe informacje w tej sprawie.

Tragedia w święta

Patrycjusz N. całe swoje życie spędził na roli. Gospodarstwo przejął po ciężko chorym ojcu, który dwa lata temu zmarł w wieku 58 lat. 37-latek mieszkał razem z matką, która wspierała syna w obrządku bydła i pracy w polu. - Ciężko im się żyło jak ojciec zmarł, hektary do obrobienia i bydło zostało, a Patrycjusz sam za bardzo zdrowy nie był - mówi sąsiadka rodziny w rozmowie z "Super Expressem".

Feralnego dnia pojechał do rodziny świętować Boże Narodzenie. Tego dnia zbiegły się osiemnaste urodziny jego kuzynki. Wszyscy się bawili, gratulowali pełnoletności i wznosili toasty. Około godz. 16, Patrycjusz wstał od stołu, podziękował za gościnę i poszedł do pobliskiego Miłomłyna. - Cieszyliśmy się, jak to w rodzinie - wspomina reporterowi "Super Expressu" ciotka Patrycjusza N. - Wyszedł od nas z domu po godzinie 16, miał iść do Miłomłyna i stamtąd jechać do Ostródy do rodziny, tak nam powiedział. Nikt go nie mógł zawieźć, bo nie było kierowcy - dodaje kobieta.

Nie mógł liczyć na podwózkę, przez wcześniej wzniesione toasty. W Miłomłynie nie znalazł wolnej taksówki, a autobusy tego dnia nie kursowały. Mężczyzna postanowił więc iść drogą serwisową w kierunku Ostródy. Chciał przejść ok. 10 km. Najprawdopodobniej liczył, że „złapie stopa”. Gdy wchodził do tunelu, trzy kilometry od Miłomłyna, pod przejściem dla zwierząt, chcąc dostać się na chodnik, wydarzył się dramat. 37-latek został potrącony przez kierowcę ciemnej skody.

Wycofane zarzuty dla kierowcy?

Kierowca zamiast wezwać pomoc, odjechał z miejsca wypadku. Po kilku dniach poszukiwań przez policję został zatrzymany w swoim domu. Był trzeźwy w momencie zatrzymania. Policja przedstawiła zatrzymanemu mechanikowi samochodowemu z Ostródy dwa zarzuty: spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę z miejsca wypadku oraz nieudzielenie pomocy. Mężczyzna przyznał się do winy i został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Groziło mu nawet 20 lat więzienia.

Na miejscu tragedii wciąż płoną znicze. Niestety, kilka miesięcy po tragedii, wiele wskazuje na to, że za śmierć Patrycjusza N. nikt nie odpowie. Śledczy nie dotarli do świadków zdarzenia i nagrań z monitoringów. Swoje śledztwo oparli na wyjaśnieniach kierowcy i powołali biegłych. Jeden z nich wydać miał opinię, która zdecydowała o możliwości wycofania zarzutów dla kierowcy, bo sprawcą wypadku był Patrycjusz N., który miał leżeć na ziemi jeszcze przed potrąceniem. Nasz reporter wysłał pytania w tej sprawie do prokuratury, z prośbą o wyjaśnienie. Wciąż czekamy na odpowiedź.

Express Biedrzyckiej - Robert BIEDROŃ

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki