Wszystko zaczęło się w niedzielę (23 marca) po godzinie 9 rano. Strażacy z Ostródy zostali wezwani do pożaru trawy i trzcin na rozlewisku rzeki Drwęcy. Początkowo wyglądało to jak zwykłe podpalenie. Jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. W pewnym momencie z ziemi, tuż przy drodze powiatowej i w pobliżu torów kolejowych prowadzących z Olsztyna w kierunku zachodniej Polski, buchnął potężny płomień. Strażacy nie mogli go opanować. Płomienie były ogromne. Natychmiast zamknięto drogę. Ruch kolejowy ograniczono do niezbędnego minimum.
Uratowano 30 zwierząt
Na miejscu działały jednostki z całego powiatu. Wezwano też wolontariuszy. Podjęto decyzję o ewakuacji jednego z dwóch działających tam schronisk dla zwierząt. Pracownicy i wolontariusze w panice wynosili klatki i wyprowadzali zwierzęta. Łącznie uratowano 30 psów.
W czasie akcji jedna osoba zasłabła. Na miejscu interweniowało pogotowie. Okazało się, że to nie był zwykły pożar, bo doszło do pożaru przyłącza gazowego.
Doszło do uszkodzenia gazociągu
Na miejsce wezwano specjalistów z gazowni. Jak poinformowała nas Polska Spółka Gazownictwa - przyłącze gazowe, które uległo zapaleniu i częściowemu spaleniu było wybudowane w roku 2015 i było zgodnie z procedurami poddawane kontrolom sieci gazowej. - Po odcięciu w wyniku pożaru uszkodzonego łącznika przyłącze i gazociąg zostały sprawdzone pod kątem szczelności – ulatniania nie wykryto. Sieć gazowa jest szczelna - podkreśliła w komunikacie PSG.
Pożar udało się opanować dopiero po kilku godzinach.
Policja szuka sprawcy podpalenia. Jeśli zostanie złapany, grozi mu nawet 8 lat więzienia. Śledczy nie wykluczają, że był to celowy akt. To była trudna akcja ratunkowa - podkreślają służby.