Opolskie: Tragiczna śmierć pod lodem. Ratował psa, sam zginął. Psu nic się nie stało

i

Autor: wikimedia.com/Kanał Gliwicki Śluza w Nowej Wsi Opolskie: Tragiczna śmierć pod lodem. Ratował psa, sam zginął. Psu nic się nie stało

Tragedia na Kanale Gliwickim. Chciał ratować psa, zginął straszną śmiercią

2022-01-11 11:46

Zginął, bo chciał uratować swojego psa. SE.pl ustala losy młodego, ok. trzydziestoletniego mężczyzny, który w poniedziałek 10 stycznia wszedł na cienki lód w okolicach śluzy Nowa Wieś na Kanale Gliwickim (woj. opolskie). Ta historia ma wyjątkowo gorzką puentę. "Pies po skruszeniu lodu sam wrócił na brzeg".

Śluza Nowa Wieś w Kędzierzynie-Koźlu to atrakcja turystyczna. Położona przy krajowej 40.tce, poza stałymi pracownikami, przyciąga głównie spacerowiczów, czasem wędkarzy. W poniedziałek (10 stycznia) przyciągnęła też tę dwójkę: 29-latka i jego psa. Pierwszy krzyk rozpaczy usłyszeli pracownicy śluzy Nowa Wieś. Według nieoficjalnych relacji, próbowali ratować sytuację m.in. rzucając 29-latkowi koło ratunkowe. Kiedy ten zniknął, zamknięty pod taflą wody w lodowym przeręblu, zadzwonili po służby ratunkowe. 

Zobacz też: Kinga Tomkiewicz choruje na nowotwór. "Los postanowił odebrać mi szczęśliwe życie"

Koszmarna śmierć w Kanale Gliwickim. 29-latek chciał ratować psa

Na miejscu najpierw pojawili się strażacy z łodziami ratunkowymi i nurkami. - Kruszyli lód, żeby zrobić przeręble, przeszukali dno pod lustrem wody i odnaleźli mężczyznę - komentuje dla SE.pl of. prasowy KP PSP W Kędzierzynie Koźlu Piotr Krok. Nieprzytomnego 29-latka wydobyto na brzeg po kilku minutach na dnie lodowatego kanału. Reanimację natychmiast rozpoczęli ratownicy medyczni, którzy w tym czasie dotarli już do śluzy. O jego oddech walczyli blisko pół godziny i wreszcie, wydawało się, odnieśli sukces. Czynności życiowe wróciły, a młody mężczyzna został przewieziony do szpitala. Tam, według informacji portalu kk24.pl, zmarł po kilkugodzinnej walce.

Gorzka puenta. On zmarł, pies wrócił na brzeg

Dziś wiemy już, że 29-latek nierozważną decyzję wejścia na cienką taflę lodu podjął, żeby ratować swojego psa. Czworonożny przyjaciel wypuścił się w głąb kanału i zniknął pod taflą wody. Wtedy mężczyzna rzucił mu się na pomoc i sam padł ofiarą zdradliwego lodu. O losy psa zapytaliśmy oficera prasowego kozielskiej straży pożarnej. - Pies po skruszeniu lody sam wyszedł na brzeg. Wyszedł z tego bez szwanku - zdradził.

- W teorii, tabele podają, że 10 cm. lodu to bezpieczna granica dla człowieka. Ale nigdy nie wiadomo, jakie są przepływy cieków wodnych. Granica 20 cm. niby zapewnia bezpieczny przejazd pojazdu, ale ponownie, gwarancję przeżycia daje tylko niewchodzenie na lód. Tego dnia nie było wielkich mrozów. Tafla była cienka - puentuje. 

Mrzeżyno: utonął w kanale portowym

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki