Gdy wychodziła na pielgrzymkę, pożegnała się ze wszystkimi przyjaciółmi. Jakby coś czuła, że może z niej nie wrócić. – Alicja ostatnio nie czuła się najlepiej, ale postanowiła, że pójdzie ostatni raz, bo po prostu musi i to dla niej bardzo ważny moment w roku – mówi Krystyna Piątek, przyjaciółka pani Alicji. Jak zawsze wyruszyła z plecakiem. Była wyciszona, skupiona, pogrążona w modlitwie, ale też zawsze uśmiechnięta i zadowolona. Po drodze zdążyła jeszcze odwiedzić grób swoich rodziców. Źle poczuła się przedostatniego dnia pielgrzymki, późnym popołudniem. Mimo że pomoc nadeszła szybko, niestety, lekarzom po przewiezieniu do szpitala nie udało się uratować pątniczki. – To był rozległy zawał serca – mówi pani Krystyna i żałuje, że przyjaciółce nie udało się dotrzeć do Częstochowy. – Zabrakło jej jednego dnia – smutno dodaje kobieta.
Pani Alicja, była nauczycielką i prowadziła rodzinny dom dziecka. Przez pewien czas uczyła jeszcze w szkole w Siedlcu (woj. wielkopolskie) języka polskiego, ale gdy przyjęła pod swój dach pierwszą sierotę, wiedziała już, że właśnie to jest jej życiowa droga. – Ona kochała dzieci, kochała swoją rodzinę i zawsze chciała mieć gromadkę maluchów wokół siebie – opowiada pani Krystyna. A że nie mogła mieć swoich biologicznych dzieci, postanowiła mieć adoptowane. W sumie wychowała ich jedenaścioro. – Nie miała łatwo, ale nigdy się nie poddawała – opowiada o pani Alicji jej przyjaciółka. – Zawsze była uśmiechnięta, miła, serdeczna. Nic nie było dla niej problemem – dodaje.
Na pogrzeb pani Alicji przyjechali też pielgrzymi z Grupy 7 – Poznańskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę., z którą pielgrzymowała kobieta. Na jej grobie położyli swoją plakietkę…