mija 9 lat od tragedii

Tak wygląda grób Ewy Tylman. Jej ojciec wylał nad tą mogiłą morze łez

To już 9 lat, od śmierci Ewy Tylman (26 l.). Ta piękna i młoda kobieta w tajemniczych okolicznościach zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku. Wyszła z firmowej imprezy z kolegą, razem dotarli nad Wartę i tam ślad po Ewie się urywa. Pół roku później kobieta została znaleziona w rzece - kilkanaście kilometrów dalej. Utonęła. Za jej śmierć przed sądem odpowiadał kolega Adam Z., który widział ją jako ostatnią, ale sąd uniewinnił go od zarzutu zabójstwa. Na jej grobie dziś stoją rzędy zniczy… To symboliczne, bo Ewa była bardzo lubiana. Obok mogiły stoi ławeczka. To na niej siada jej zrozpaczony ojciec i wspomina swoją tragicznie zmarłą córkę. I często płacze…

Tak wygląda grób Ewy Tylman. Jej ojciec wylał nad tą mogiłą morze łez

Na cmentarzu wszystkie wspomnienia wracają do Andrzeja Tylmana, ojca Ewy, ze zdwojoną siłą. Łzy spływają po policzkach, przed oczami wciąż staje obraz roześmianej córki. Andrzej Tylman nad grobem córki jest prawie codziennie. Zapala znicz, siada na ławeczce obok i cierpi. Nie inaczej będzie we Wszystkich Świętych.

Zobacz: Śmierć Ewy Tylman. Adam Z. po raz trzeci stanął przed sądem. Ojciec 26-latki jest wściekły. "Uciekł jak zwykły tchórz"

- Ja ją cały czas widzę… taką uśmiechniętą i zadowoloną - mówił naszej dziennikarce kilka lat temu. Z pozoru grób Ewy Tylman, nad którym płacze jej ojciec, niczym nie wyróżnia się od setek innych na cmentarzu komunalnym w Koninie. Odróżnia go napis na nagrobku: „zginęła śmiercią tragiczną”… A ze zdjęcia nad nazwiskiem uśmiecha się do wszystkich pogodna, śliczna młoda kobieta, która miała w głowie plan na przyszłość, cieszyła się życiem…

Tajemnica śmierci Ewy Tylman wciąż niewyjaśniona

Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku w Poznaniu. Kamery miejskiego monitoringu po raz ostatni zarejestrowały ją około godziny 3.20 w okolicach ul. Mostowej, przed mostem Rocha. Była z kolegą z pracy, Adamem Z. Potem ślad po niej się urwał, a Adam Z. po pięciu minutach znowu pojawił się w oku kamery. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, uznając, że to on zepchnął Ewę Tylman ze skarpy nad Wartą, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. W czasie dwóch długich i żmudnych procesów składy sędziowskie uznały, że ta teza to błąd. Uniewinniono Adama Z. i wypuszczono zza krat. Od wyroków jednak się odwoływano i tak doszło do trzeciego procesu.

Zdaniem Andrzeja Tylmana, Adam Z. powinien odpowiedzieć za nieudzielenie pomocy jego córce. - Zostawił dziecko moje na pastę losu i po prostu uciekł jak zwykły tchórz - mówi Tylman, który jako oskarżyciel posiłkowy w trakcie trzeciego procesu będzie się domagał najwyższego wyroku dla kolegi jego córki.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki