Maciej N. śmiertelnie potrącił Annę Karbowniczak

i

Autor: KWP w Poznaniu Maciej N. śmiertelnie potrącił Annę Karbowniczak

Zabił dziennikarkę, a myślał, że potrącił SARNĘ. Uciekł, bo nie miał prawa jazdy

2020-09-06 13:52

Maciej N. (25 l.) z Wągrowca (woj. wielkopolskie) śmiertelnie potrącił swoim busem, jadącą na rowerze dziennikarkę „Głosu Wielkopolskiego” Annę Karbowniczak. Nie zatrzymał się, nie udzielił pomocy, uciekł… Po 24 godzinach poszukiwań znalazła go policja, gdy chciał już naprawiać samochód. Tymczasem dzień przed potrąceniem dziennikarka zawiadomiła Prokuraturę Okręgową w Poznaniu, że ktoś - anonimowo - jej groził. - Nie łączymy tych spraw ze sobą - uspokaja Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Do sprawy zostały też zatrzymane jeszcze cztery osoby: dwoje pasażerów z auta Macieja N., a także jego brat, który pomagał zacierać mu ślady i mechanik, który miał naprawiać samochód.

Maciej N. jechał swoich busem, niebieskim Oplem Vivaro, z Wągrowca z dwójką znajomych - Mateuszem C. i Oliwią P. Do wypadku doprowadził niedaleko Budzynia. Potrącił 35-letnią Annę Karbowniczak, która na swoim szosowym rowerze jechała prawą stroną drogi. Mężczyzna nie zatrzymał się nawet na sekundę. Nie udzielił pomocy, nie zadzwonił po karetkę. Dziennikarka zmarła na miejscu. - Sekcja wykazała uszkodzenie rdzenia kręgowego - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak. Gdy kobieta konała samotnie przy drodze, Maciej N. uciekał. Zdążył nawet znaleźć mechanika, który zgodził się naprawić mu auto. Tymczasem do pracy ruszyła policja z Chodzieży. - Dzięki ich gigantycznej pracy i sprawdzaniu monitoringu odnaleźliśmy i sprawcę wypadku, i osoby, które mu pomagały zacierać ślady - mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.  Maciej N. usłyszał zarzuty nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, nieudzielenia pomocy i ucieczki z miejsca wypadku. Grozi mu za to 12 lat odsiadki. Mateusz C., Oliwa P. i brat Macieja N. - Krystian N. mają zarzuty nieudzielenia pomocy i zacierania śladów, natomiast mechanik Tomasz P., zacierania śladów. Grozi im do 5 lat. - Wszyscy się przyznali - mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak. Najbardziej zaskakuje tłumaczenie sprawcy wypadku Macieja N. Po pierwsze twierdzi, że nie wiedział, w co uderzył i myślał, że być może była to sarna. A po drugie, że nie zatrzymał się, żeby sprawdzić, co się stało, bo nie miał przy sobie… prawa jazdy.

Tymczasem redakcyjni koledzy Anny Karbowniczak ujawnili, że dziennikarce przed wypadkiem grożono. Pogróżki dotyczyły opisywanej przez Annę Karbowniczak sprawy Anity W., która jest w areszcie za zabójstwo swojego 2-letniego synka. Po tej sprawie z prokuratury odszedł jej szef oraz asesor, która zajmowała się sprawą. Głowy poleciały też w chodzieskiej komendzie policji. W sierpniu Ania Karbowniczak napisała kolejny artykuł o bulwersującej historii. - Następnie Ania dostała groźby. Najpierw jednak do redakcji przyszedł list. Odebrała go szefowa oddziału w Chodzieży. List był zbiorem – całkowicie zmyślonych – zarzutów wobec Anny Karbowniczak - informują dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego”, którzy dodają, że w minioną niedzielę drugi list – zaadresowany już na swoje nazwisko – odebrała z redakcji Anna Karbowniczak.  Nadawca napisał: „Przestań pisać o złamanej nodze dziecka bo wszystko każdemu może się naraz złamać, np. też noga, paluszek, kręgi, coś na buzi itp.”.

Dziennikarka sprawę zgłosiła w środę (3 września) do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. 4 września doszło do wypadku… Sprawę badają już prokuratorzy. - Jest to sprawa o pisemne, anonimowe groźby, ale nie łączymy jej ze sprawą wypadku. Nie ma do tego podstaw - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak.

Jutro rano Sąd Rejonowy w Poznaniu podejmie decyzję, czy na koniec śledztwa podejrzane osoby będą czekać w areszcie.

Staś będzie żył!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki