- Po 27 latach rozwiązano zagadkę zaginięcia Marka M. z 1998 roku.
- Prokuratura w Poznaniu oskarżyła dwóch mężczyzn o zabójstwo, mimo że ciała ofiary nigdy nie odnaleziono.
- Ustalono, że Marek M. został uduszony i pobity lewarkiem w lesie, a motywem było zatuszowanie wyłudzeń bankowych.
Przez 27 lat sprawa zaginięcia Marka M. pozostawała jedną z największych tajemnic w Wielkopolsce. W kwietniu 1998 roku rodzina zgłosiła jego zniknięcie, lecz mimo szeroko zakrojonych poszukiwań nie udało się odnaleźć ani zaginionego, ani śladów jego obecności. Teraz Prokuratura Okręgowa w Poznaniu poinformowała o zakończeniu śledztwa i skierowaniu aktu oskarżenia do sądu.
— Ponownie przeanalizowano zebrane dane, a także sięgnięto do nowych źródeł dowodowych. Doprowadziło to do przyjęcia wersji śledczej wskazującej, że mężczyznę zamordowano. Na podstawie wyjaśnień podejrzanego Piotra Z., a także zeznań świadków, odtworzono ostatnie godziny życia zaginionego Marka M. — powiedział dziennikarzom "Faktu" prok. Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Według ustaleń śledczych, Marek M. został wywieziony do lasu w okolicach Rożnowa i Kowanówka pod Obornikami, gdzie przeżył dramatyczne chwile.
— Pozbawiono go życia, dusząc rękoma i uderzając metalowym lewarkiem w głowę. Ciało zamordowanego ukryto, a należące do niego rzeczy wyrzucono do rzeki. Motywem zabójstwa była chęć zatuszowania udziału Piotra Z. i Macieja P. w procederze wyłudzania pieniędzy z banków za pomocą czeków bez pokrycia. Pomimo zakrojonych na szeroką skalę czynności poszukiwawczych z udziałem biegłych, do chwili obecnej nie odnaleziono zwłok Marka M. — przekazuje rzecznik prokuratury.
Piotr Z. przyznał się do zabójstwa podczas przesłuchania, choć nie ujawnił, czy działał sam. Zgromadzony materiał dowodowy obciąża również Macieja P., który miał brać udział w morderstwie i ukryciu ciała. On jednak nie przyznaje się do winy.
— Oskarżeni od dnia zatrzymania pozostają w areszcie śledczym. Grozi im kara do dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności — podkreśla prok. Wawrzyniak.