Pokonała raka, żeby szyć misie. Rękodzieło to jej sposób na życie [WIDEO, GALERIA]

2023-03-04 17:37

Ewa Kruk (52 l.) z Rzeszowa to pogodna, uśmiechnięta kobieta, która z radością mówi, jak pokonała raka, by robić to, co kocha w życiu. Jej historia jest pełna zwrotów akcji i zaskoczeń, ale rękodzielniczka odnalazła się w tym, co robi. Zakochała się w materiałach, które przerabia na ubrania, zabawki, ozdoby i przedmioty użytkowe. Jej miłość można obejrzeć w mediach społecznościowych na profilu "OtSzyciowanki".

Historia Pani Ewy zaczyna się już w szkole podstawowej. Kobieta wspomina, że zawsze była wyższa od koleżanek i sama musiała przerabiać ubrania, aby nie były za krótkie. Jej marzeniem była szkoła krawiecka, ale z uśmiechem zaznacza, że nie było jej to dane, bo dwie starze siostry poszły taką ścieżką i w domu uznano, że trzy krawcowe to za dużo. Jednak miłość do szycia i tworzenia od zawsze kołatały się w sercu Pani Ewy. Już jako dorosła kobieta zaczęła kupować krawieckie gazety i czasopisma i z nich samodzielnie uczyła się szycia, wyszywania i szydełkowania. To wciągało coraz bardziej Panią Ewę. Sama zaczęła szyć. Jednak jej przewagą nad innymi krawcowymi jest fakt, że ona miarki używa w ostateczności, a nie jako podstawowego narzędzia. Wykrawa  na materiale tak jak podpowiada jej intuicja, a ta u Pani Ewy  jest niezawodna. Kobieta śmieje się, że wykrawa sercem dlatego tak dobrze jej wychodzi. Ciocia niedoszłej krawcowej widząc jej zapał, talent i chęć szycia oddała jej ogromne zwoje zalegających w domu, latami materiałów. Pani Ewa postanowiła szybko zrobić  z nich użytek.  Najpierw szyła coś sobie, potem poszerzyła działalność. Znalazła malutkie przytulne miejsce w starej kamienicy, gdzie miała swój  wymarzony zakład krawiecki. Kobieta zyskała grono zadowolonych klientek i ciągle poszerzała wachlarz swoich usług.  W końcu doszła do takiego stopnia, że nie było rzeczy, której nie byłaby w stanie samodzielnie uszyć. Sukienka, kurta, spodnie, bluzka, żakiet czy sweter nigdy nie były problemem. Pasja, stała się zawodem Pani Ewy. Wówczas też przyszło jej się zmierzyć z najtrudniejszą sytuacją w życiu. Kobieta usłyszała  straszną diagnozę, która wielu ludzi załamuje już na starcie. Rak piersi.

- Najpierw był płacz i załamanie. Od lekarza usłyszałam, że mi współczuje, bo mam trzy guzy w piersi. Powiedział mi też na samym początku, że wypadną mi włosy. A te miałam piękne. Wówczas na przekór wszystkiemu odpowiedziałam mu, że jak wypadną, to odrosną! To tylko włosy. Kiedy od niego wyszłam za drzwi, już wiedziałam że do niego nie wrócę. Nie wróciłam! Znalazłam innego. Na początku jak wszyscy - byłam załamana. Bóg mi świadkiem, ile razy przyszło mi jeszcze płakać na brzegu Wisłoka podczas samego leczenia, ale cały czas chodziłam do pracy. Włosy faktycznie mi wypadły. Zmieniła mi się figura i właściwie wszytko. Jednak nie mówiłam klientkom o moich zmaganiach. Niektóre potem mówiły, że myślały iż chusta na mojej głowie to taka artystyczna fanaberia, a nie przymus, który przykrywał łysinę- wspomina poruszona kobieta.

Walka z rakiem trwała równo dwa lata. Choroba na zawsze zmieniła życie pani Ewy. Dzisiaj po pięciu latach od pokonania raka 53-latka patrzy na świat inaczej. Chociaż doskwierają jej różne trudności, w końcu odstawiła leki i postanowiła żyć tak, jak  podpowiada jej serce. Czyli z pasją i zaangażowaniem. Straciła swój mały lokal krawiecki, gdzie prowadziła swoje usługi, ale  z domu w  świat wyfrunęły dzieci i zwolnił się pokój na pracownię. Tam postawiła maszynę, a regały wypełniły setki kolorowych nici i zwoje przeróżnych materiałów. To tam zaczęły powstawać unikatowe misie, bluzy, makramowe rozety i ręcznie wykonane ozdoby na różne okazje. Teraz na topie są wielkanocne kurki na drewnianej podstawce.

- Pierwsze rozety zrobiłam na ślub, gdzie moja siostra zajmowała się dekoracją i poprosiła mnie o wykonanie takich "obręczy" . Nadenerwowałam się przy tym co nie miara, ale poszło. Teraz jest dużo łatwiej. Robię to z lekkością i ogromną radością- mówi Pani Ewa.

Pracownie rzeszowskiej rękodzielniczki wypełniają kolorowe misie. Gąski, sarenki, łosie, lisy niedźwiadki, myszki, słoniki, króliczki i wiele innych. Przy tworzeniu nowych pluszaków ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Domowy manekin co chwilę ubrany jest w nową bluzę, a  obok maszyny do szycia stoją koleje nowe pomysły, które cieszą się ogromna popularnością w internecie. Pani Ewa tą dziedzina krawiectwa artystycznego zajęła się dwa lata temu. Wówczas powstał też profil "OtSzyciowanki", gdzie regularnie pojawiają się nowe wpisy i projekty Ewy Kruk.

-Jak ktoś do mnie napisze, że coś mu się podoba i że chciałby to mieć w swoim domu to jestem tak szczęśliwa, że od razu siadam do roboty. Nie umiem powiedzieć jak długo trwa szycie takiej maskotki, bo zazwyczaj nie tworzę jej od razu,  w jednym ciągu. Przeważnie też od razu robię dwie, żeby jedna zawsze była w zapasie-mówi Pani Ewa.

Jej prace przykuwają wzrok. Są perfekcyjnie wykonane, z największą dbałością o najmniejsze szczegóły. Są unikatowe i piękne, a przede wszystkim zrobione z pasji i miłości do szycia. Według własnego pomysłu. A jeśli chcemy  mieć coś absolutnie niepowtarzalnego, każda zabawka może mieć wyszyte imię nowego właściciela, lub co tylko chcemy. Pani Ewa każdy projekt traktuje indywidualnie i nad każdą rzeczą pochyla się z największym namaszczeniem. Jak rękodzielnik, który wkłada cześć serca w każdy swój projekt. Taki mis ucieszy małych i dużych. dzieci zachwyca się nim jako cudowna zabawką. Dorośli dostrzegą każdy guzik i strzępek materiału, który ktoś ułożył, zszył i wykonał kawał dobrej roboty. Pani Ewa podkreśla, że każdy projekt czy o ubranie, czy zabawka bądź ozdoba wymaga wiele pracy. To godziny spędzone z igłą i kłębem materiału na kolanach. Ale każdy projekt to małe arcydzieło wykonane w Polsce przez mieszkankę Podkarpacia, która chciałaby przekazać wszystkim walczącym z chorobą, że nie ma rzeczy niemożliwych.

 -Trzeba tylko znaleźć coś, bez czego nie umiemy żyć i dlaczego warto tę chorobę pokonać, i będzie nam łatwiej każdego dnia. Z mniejszym bólem zniesiemy każdy wypadający włos i każdy dodatkowy kilogram. Dla mnie tym uśmiechem i motywacją, oprócz rodziny oczywiście, są moje misie - mówi, uśmiechając się, pani Ewa.

Profil "OtSzyciowanki"  w mediach społecznościowych, jak podkreśla rękodzielniczka, jest czymś zupełnie dla niej nowym i trudnym w okiełznaniu, bo nie jest materiałem, na którym od razu widać wzór. Kobieta sama zajmuj się prowadzeniem działalności w Internecie i jak twierdzi zazwyczaj robi to intuicyjnie, bo nie stać jej jeszcze na profesjonalne kursy. Jednak radzi sobie świetnie nie tylko z igłą i nitką, ale i w sieci, i w życiu, gdzie zaraża dobrą energią i radością.

Pokonała raka, żeby szyć misie