Ciężkie jest życie rzeszowskich grafficiarzy

i

Autor: Pixabay - Public Domain Ciężkie jest życie rzeszowskich grafficiarzy

Rzeszów najgorszym miastem dla graficiarzy. Musicie poznać historię jednego z nich!

2016-03-26 9:13

Tak przynajmniej twierdzi Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. Przy okazji pochwalił rzeszowskich strażników miejskich.    

Ściganiem graficiarzy w Rzeszowie zajmują się głównie strażnicy miejscy. I są z tego skrupulatnie rozliczani. Co tydzień muszą meldować prezydentowi w Ratuszu, gdzie pojawiły się jakieś graffiti, czy zostały już usunięte a jeżeli nie, to kiedy to nastąpi. Tadeusz Ferenc, który znany jest ze swoich stałych objazdów miasta - także w nocy - sam wyłapuje czasem miejsca, gdzie na ścianach pojawiają się jakieś bohomazy.

W Ratuszu uważa się, że graffiti to plaga głównie innych miast. A skoro tak, to grafficiarzami są najczęściej studenci, którzy zjeżdżają z nich do Rzeszowa. I też próbują po swojemu, tak jak w swoich miastach, „upiększać” ściany rzeszowskich budynków. Ale najczęściej mają pecha - uważają w Ratuszu.

- Rzeszów to najgorsze miasto dla grafficiarzy - twierdzi Tadeusz Ferenc i podaje przykład pewnego przyjezdnego studenta, który postanowił „upiększyć” jeden z rzeszowskich wiaduktów.

I nawet mu się to udało. Nie zauważył tylko, że wszystko wyłapuje miejski monitoring, dzięki kamerom umieszczonym pod wiaduktem.

Ot i student wpadł. Jak mówi prezydent, konsekwencje miały być surowe. Sprawa mogła się skończyć w sądzie. I student się rozkleił. Osobiście uprosił w Ratuszu, żeby jednak darowano mu winę. Tak rzeczywiście się stało, ale dopiero po tym, jak sam zamalował swoje dzieło a przy okazji rozgłosił wszem i wobec na swojej uczelni, że gdzie jak gdzie, ale w Rzeszowie bycie grafficiarzem jednak się nie opłaca. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki