- Mężczyzna, który zatrzymał groźnego przestępcę, sam trafił do aresztu na 60 dni.
- Powodem aresztowania jest niezapłacona pożyczka sprzed lat i brak wiedzy o zamianie kary.
- Rodzina zatrzymanego, w tym chore dziecko, została bez środków do życia.
- Dowiedz się, dlaczego bohater trafił za kratki i jak jego bliscy walczą o jego wolność.
Radymno. Zatrzymał sprawcę śmiertelnego pobicia kobiety. Sam trafił do więzienia
60 dni ma spędzić w zamknięciu mężczyzna, który zatrzymał w Radymnie przestępcę. 36-letni Mateusz R. przerwał leczenie psychiatryczne i w dniu 31 lipca pobił śmiertelnie na ulicy przypadkową kobietę. Zanim doszło do tragedii, sprawca zaatakował samochód, w którym siedział 47-latek wraz żoną i dziećmi, ale poszkodowani nie tylko wezwali pomoc, ale jeszcze ruszyli swoim autem za napastnikiem. Mężczyzna zajechał drogę Mateuszowi R. i razem z kierującym BMW, który również wszystko widział, zatrzymał 36-latka, przekazując go policji.
Na drugi dzień po zdarzeniu 47-latek został wezwany na komisariat, ale już nie jako świadek. Na miejscu pojawił się zresztą z całą rodziną, spodziewając się tylko jakichś formalności.
- Policjanci skuli męża kajdankami na oczach moich dzieci i powieźli do aresztu. Okazało się, że trzy lata temu wziął w Krakowie 2 tys. zł pożyczki i zapomniał spłacić, bo się przeprowadziliśmy. Żadne wezwania do nas nie przychodziły na nowy adres, nic nie wiedzieliśmy, że sąd najpierw orzekł karę prac społecznych, a potem (24 lipca br.) zamienił ją na 60 dni aresztu. Zostałam sama z piątką dzieci, jedno z nich leczy się onkologicznie. Najmłodsze mają 2 miesiące i roczek. To jest dla nas tragedia - mówi żona mężczyzny "Faktowi".
Żona 47-latka chce zmiany kary na dozór elektroniczny i prace społeczne
Zatrzymanie mężczyzny i przewiezienie go do zakładu karnego, na podstawie orzeczenia Sądu Rejonowego w Jarosławiu, potwierdziła w rozmowie z "Super Expressem" aspirantka sztabowa Anna Długosz, rzeczniczka miejscowej komendy policji. Jego żona stara się teraz o zamianę kary pozbawienia wolności na dozór elektroniczny i prace społeczne, ale to może potrwać. Kobieta przekonuje, że nie dostała z mężem żadnego pisma z sądu, więc obydwoje o niczym nie wiedzieli.
- Zostałam całkiem sama bez środków do życia. My nie mamy rodziny, która by pomogła. Wniosek o ten dozór został złożony, ale sprawa męża nie trafiła na komisję penitencjarną, która obradowała 5 sierpnia. Okazało się, że brakowało dokumentu, z którego wynika, że w naszym domu byłby dobrze odbierany sygnał z tej bransoletki elektronicznej. Kolejna komisja może się zebrać dopiero za 3 tygodnie. Błagam o pomoc! - prosi poszkodowana, którą cytuje "Fakt".