Zobaczył kolegów, chwilę później wjechał pod nadjeżdżające auto
Do tego dramatu doszło w Gorzycach pod Wodzisławiem Śląskim. Mieszkający w pobliskiej Bełsznicy Sambor przemierzał na rowerze znajomą okolicę. Jechał chodnikiem ul. Raciborskiej. Niestety, na swoje nieszczęście nie założył tego dnia kasku na głowę.
Po przeciwnej stronie ulicy Raciborskiej jest wytyczona droga dla rowerów. To właśnie na niej Sambor dostrzegł swoich kolegów. 12-latek nie rozejrzał się dobrze i zjechał rowerem z chodnika na drogę. Wpadł pod samochód. Siła uderzenia rzuciła go na maskę auta, a rower wpadł pod komorę silnika. Sambor uderzył głową i doznał rozległych obrażeń.
Czytaj także: Mąż zaginionej Beaty Klimek znęcał się nad dziećmi?! Jan K. doprowadzony do prokuratury
Ratownicy na miejscu dwoili się i troili, aby chłopca ratować. Udało się utrzymać go przy życiu. Sambor trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Jego stan lekarze określili jako krytyczny. Chłopiec przez dwanaście dni walczył o życie. To w szpitalu 29 marca były jego urodziny. 2 kwietnia z lecznicy nadeszły najgorsze wieści.
- "Dziś (...) odszedł nasz najukochańszy syn Sambor. Chcemy żebyście wiedzieli, że tak samo jak jego imię, on był wyjątkowy. Miał w sobie niezliczone pokłady empatii. Był uzdolniony artystycznie, był sportowcem, matematykiem, informatykiem, muzykiem, świetnym psychologiem... i był po prostu dobrym człowiekiem. Potrafił rozładować każdą sytuację i ze wszystkimi znaleźć wspólny język. Będzie mi synu brakować Twojego uśmiechu, przytulenia, rozmów. Nie powiesz już „tato przytul mamę” czy „chodź idziemy pobiegać”. Nie zapytasz rano o wynik meczu Barca - Real i nie powiesz mamie „chodź, jedziemy na randeczkę”. Obiecuję Ci, że przebiegnę ten Nowojorski Maraton, który mieliśmy zaliczyć jak będziesz mieć 18 lat. Do zobaczenia Sambor" - napisał w przejmującym pożegnaniu ojciec chłopaka pan Marcin.
Ostatnie pożegnanie Sambora odbyło się w poniedziałek, 7 kwietnia w Kościele p.w. Ducha Świętego w Osinach.
