Bytom: 87-latka spadła ze szpitalnego łóżka i leżała przez wiele godzin na ziemi? Personel szpitala zaprzecza [ZDJĘCIA]

2019-03-26 10:00

87-letnia Franciszka trafiła w piątek 22 marca do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Bytomiu. Kobieta miała padaczkę, była w złym stanie, ale z relacji rodziny wynika, że można było z nią utrzymać kontakt. Tymczasem w sobotę Franciszka miała na ciele liczne sińce, a na koszuli nocnej i podłodze znaleziono ślady krwi. Mówi, że spadła z łóżka. Szpital dementuje te informacje. 

"Święta, oddana Bogu"

Franciszka ma 87 lat. Ale w jej przypadku wiek to tylko liczba. Jest pełna energii, często się uśmiecha, jej wnuczka w rozmowie telefonicznej mówi nam, że "ogarnia" wiele współczesnych aspektów życia. Nadąża za światem i nowoczesnością, jest światłą osobą. W wolnym czasie sporo czyta, układa puzzle. Dużą wagę przywiązuje do wyglądu - zawsze elegancka, na zdjęciach i filmach wygląda schludnie. Z filmików, jakie podesłała nam wnuczka wynika, że Franciszka jest gadatliwa, sporo mówi o każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy. Zwraca uwagę na szczegóły. Ochoczo mówi o swoich okularach. Drobiazgowo podchodzi także do kwestii wiary - wierzy w Boga i stara się żyć w zgodzie ze wszystkimi. W szczególności z rodziną, z którą chce spotykać się jak najczęściej

- Babcia jest najlepszym człowiekiem jakiego przyszło mi spotkać i proszę mi wierzyć, że nie twierdzę tak przez to, że jest moją babcią. Każdy, gdyby miał okazję ją poznać powiedziałby, że to święty, oddany Bogu i ludziom człowiek - mówi Paulina, wnuczka Franciszki. 87-latka w czwartek 21 marca tryska energią. Jest uśmiechnięta, pełna wigoru, dla osoby postronnej wydaje się być serdeczną i godną zaufania starszą kobietą. Na filmikach zajada się truskawkami i prowadzi dysputy z rodziną. To wszystko zmienia się jednak nagle w ciągu kilkudziesięciu godzin.

>>> Oszustki z województwa śląskiego. Tych kobiet szuka Policja! [ZDJĘCIA]

"Lekarz był nieprofesjonalny"

Zaczyna się od kaszlu, objawy wskazują na grypę. 87-latkę odwiedza domowa lekarka. Jej diagnoza brzmi: zapalenia oskrzeli. Choroba nie przeszkadza Franciszce. Czwartek 21 marca wygląda jak wszystkie inne dni. Kobieta chętnie rozmawia z rodziną, ma apetyt, wygląda jak okaz zdrowia.

W piątek 22 marca kobieta zaczyna odczuwać zmęczenie. Jeszcze o 16:00 wszystko jest w porządku. Jednak kilkadziesiąt minut później kobieta kontaktuje się z rodziną przez telefon. Jej głos jest ciężki, ochrypnięty. Bożena (córka pani Franciszki, mama Pauliny) dzwoni po pogotowie. Ekipa pojawia się szybko, wchodzi do mieszkania. Ratownicy widzą nieprzytomną 87-latkę. Wstępna diagnoza lekarzy wskazuje na padaczkę. Franciszkę udaje się ocucić, kobieta wymiotuje. Decyzja lekarzy jest natychmiastowa - kobieta musi trafić do szpitala. Jadą do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 przy Alei Legionów.

- Lekarze długo nas o niczym nie informowali, ale rozumieliśmy to, że działają. Następnie przeniesiono babcię na oddział neurologiczny tego szpitala pod opiekę lekarza, który miał wtedy dyżur. Babcia była podłączona do tlenu, nie przewieziono jej na intensywną terapię, mimo stwierdzonego lewostronnego udaru. Została umieszczona na zwykłej sali szpitalnej na oddziale - informuje wnuczka 87-latki.

Po jakimś czasie wydaje się, że kobieta wkrótce wróci do pełni sił. Widać po niej, że zmagała się z padaczką (ma pogryziony i opuchnięty język), ale kontaktuje, znów jest gadatliwa, pozwala sobie na żarty. Rozpoznaje członków rodziny, wszystko rozumie. Ale coś budzi jednak niepokój rodziny Franciszki. -  Lekarz był nieprofesjonalny, nie udzielał nam informacji, nie zatrzymał się nawet do rozmowy z nami, gdy pytałam razem z mamą co się dzieje, jaki jest stan babci i jakie przewidują dalej działania. Odwrócił się tyłem, unikał nas, burczał pod nosem, że trudno to ocenić i on nic nie wie - mówi Paulina. Kobiety nie dostają zgody, aby zostać przy Franciszce na noc. Wychodzą późnym wieczorem, wracają w sobotę rano.

>>> Znęcali się nad dziećmi, niepełnosprawnymi, kobietami... Policja szuka tych zwyrodnialców [ZDJĘCIA]

Śliwa na oku, krew na podłodze

Paulina i Bożena są zdumione, kiedy widzą Franciszkę na drugi dzień. Kobieta ma mnóstwo siniaków na rękach, sine oko, które wygląda jak po uderzeniu pięścią. Na zdjęciach ze szpitala widać, że ręce kobiety są opuchnięte, a na piżamie i obok łóżka znajdują się plamy krwi. Franciszka mówi, że spadła z łóżka, próbując przedostać się do łazienki. Prawdopodobnie przeleżała na podłodze sporo czasu - relacjonuje, że było jej bardzo zimno.

- Kim trzeba być, by zostawić schorowaną, niespełna 90-letnią kobietę na ziemi? Nie oceniam już tego czy pielęgniarki wykonały swoją pracę, która do nich należała, bo tego nie zrobiły. Nie da się nie usłyszeć podczas ciszy spadającej osoby ważącej 70 kg, a jeśli by się nie dało, to obowiązek zerknięcia do każdej sali choć raz podczas nocy jest tak po ludzku minimum przyzwoitości. Jak można nie zareagować? Jak można nie poprosić innych o pomoc nawet, gdy nie jest się w stanie podnieść kobiety samodzielnie - dziwi się Paulina. 

Kobieta oczekuje wyjaśnień od personelu szpitala - Pielęgniarki nie wiedziały skąd miały się wziąć obrażenia, które zmieniły babcię nie do poznania. Wyrażały się w sposób bardzo nerwowy, niekompetentny, krzykiem - mówi wnuczka 87-latki.

Tymczasem stan Franciszki się pogarsza. Następuje zatrzymanie krążenia. Bożena rozpaczliwie prosi lekarza, aby rozpoczął akcję reanimacyjną. Ten, wedle relacji, ma to robić opieszale. Franciszka w stanie ciężkim trafia na oddział intensywnej terapii, gdzie przebywa do teraz. Tam stwierdzono u niej obustronne zapalenie płuc. - To prawdopodobnie wynik wielu godzin spędzonych na podłodze - twierdzi wnuczka ofiary. 

87-letnia Franciszka jest nieprzytomna, oddycha za pomocą respiratora. Jej rodzina podejrzewa, że gdyby nie upadek, jej stan byłby stabilny i wróciłaby do zdrowia. Córka i wnuczka na razie nie podejmują wobec szpitala żadnych kroków prawnych. Ostrzegają jedynie, by zwracać uwagę na to, jak traktowani są pacjenci przez personel szpitala. W komentarzach na jednym z portali roi się od negatywnych opinii pod adresem placówki.

- Lekarzom i pielęgniarkom ze szpitala w Bytomiu na oddziale neurologii przy ulicy Legionów życzę z całego serca dożycia sędziwego wieku jak wy to określiliście leciwego, może przypomną wam się lata jak wy traktowaliście starszych ludzi i jaką otaczaliście ich i ich rodziny opieką, bo moi drodzy jak wy dojdziecie do tego wieku to już w szpitalach będą inne ekipy nie będzie waszych koleżanek i kolegów a że w życiu nic nie ma za darmo to wy też będziecie tak traktowani a kto wie czy nie gorzej - pisze jeden z internautów (pisownia oryginalna).

>>> Te kobiety mają "lepkie ręce"! Złodziejki z woj. śląskiego poszukiwane przez Policję [ZDJĘCIA]

Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia

Zapytaliśmy rzeczniczkę szpitala Iwonę Wronkę o całą sytuację. - Pacjentka została przywieziona na Izbę Przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu już w bardzo złym stanie po ataku padaczki. Natychmiast wykonano badanie tomografem komputerowym, które wykazało duże ognisko udarowe, występujące co najmniej po 24 godzinach od momentu udaru. Podjęto wszelkie możliwe działania, żeby poprawić stan chorej. Łóżko było zabezpieczone prawidłowo, zainstalowane były na nim ograniczniki. Pacjentka nie spadła z łóżka w naszym szpitalu, w takim stanie została do nas przywieziona. Prawdopodobnie sińce i rany zostały wywołane atakiem padaczki - twierdzi rzeczniczka. I dodaje, że lekarz na bieżąco informował rodzinę o stanie zdrowia pacjentki.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Rzecznika Praw Pacjenta. Czekamy na odpowiedź. 

>>> Dąbrowa Górnicza: Kobieta zwijała się z bólu na SOR, lekarze nie pomogli. Prezydent czeka na wyjaśnienia [WIDEO]

ZOBACZ WIDEO:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki