Zawiercie. Martin zginął od ugodzenia nożem. Jego ciocia chce najwyższej kary dla sprawcy

i

Autor: kaz Zawiercie. Martin zginął od ugodzenia nożem. Jego ciocia chce najwyższej kary dla sprawcy

Ciocia Martina "ruszy ziemię", by zabójca 20-latka dostał dożywocie

Serce pęka, kiedy rozmawia się z panią Izabelą. Kobieta poświęciła swoje życie, by wychować Martina. Chłopak trafił do niej, gdy miał 5 lat. Miał trudne dzieciństwo, ale wyszedł na prostą. Wszystko zaczęło się układać. Aż do feralnego 11 lipca. Tego dnia chłopak przebywał ze znajomymi na polanie na terenie Markowizny w Zawierciu. Towarzyszył im 47-letni Grzegorz P. W pewnym momencie między grupą a mężczyzną doszło do sprzeczki. Dla Martina skończyła się ona fatalnie. Zmarł w wyniku ugodzenia nożem przez 47-latka. Ciocia zamordowanego żąda dożywocia dla sprawcy. - On zabił nas wszystkich - mówi w rozmowie z Super Expressem.

Miejsce zabójstwa 20-letniego Martina

Martin miał 20 lat. Jego życie na samym początku nie było zbyt kolorowe. Urodził się w rodzinie, gdzie był problem z alkoholem. - Bardzo pili - wspomina pani Izabela, ciotka chłopaka. - Martinek miał raz głowę rozwaloną, bo upadł z ramion partnera mojej siostry. W momencie, w którym trafił do mnie, ten mężczyzna chciał go wyrzucić przez okno. Ale dziewczyna, która imprezowała z nimi, stanęła w jego obronie. To ją wyrzucił - dodaje. Martin przeszedł pod skrzydła swojej cioci w wieku 5 lat. Z początku był zamknięty w sobie. Nie potrafił okazywać miłości. Trudno się dziwić, skoro wywodził się z takiej rodziny. Z czasem jednak zapomniał o traumatycznych przeżyciach i odzyskał wiarę we własne możliwości. - Był zawsze pomocny. Miał takiego kolegę, którego wyrzucono z domu. Martin chodził na kurs, gdzie był dostarczany katering. On brał to jedzenie i zawoził koledze. Ten chłopak mieszkał w pustostanie - mówi pani Iza. 20-latek miał plan na życie. Mieszkał z ukochaną Żanetą (19 l.). Pani Izabela wierzyła, że 19-latka wkrótce zostanie "synową". 11 lipca wszystko się skończyło.

Martin miał się spotkać ze swoją dziewczyną i czwórką znajomych na polanie w Markowiznie, niewielkiej kolonii przy Zawierciu. Gdy chłopak był już na miejscu, młodym towarzyszył Grzegorz P. 47-latek wyszedł z lasu i przysiadł się do młodzieży. Zaczął im ubliżać. W pobliżu leżała hałda śmieci. P. powiedział grupce znajomych, że to oni zostawili taki syf w lesie, choć nie była to prawda. Gdy dziewczyny wzięły się za porządkowanie, 47-latek zaczął się z nich naśmiewać. Wybuchła sprzeczka. Grzegorz P. wziął kij i uderzył jednego z chłopaków. Doszło do szarpaniny. - Mój Martin miał potarganą koszulkę. Był zły. Zapytał tego 47-latka: "Coś Ty mi zrobił? To koszulka od mojej Żanety". Wtedy tamten wziął nóż i ugodził Martina w udo - dodaje ciotka 20-latka.

Martin umierał na oczach przyjaciół. Próbowali tamować krwawienie. Żaneta starała się ratować ukochanego chłopaka. Karetka wraz z policją przyjechały dopiero po 45 minutach od zdarzenia. Było już za późno. Martin zmarł. - Wystarczyło, żeby ktoś z pogotowia powiedział im, że trzeba uciskać to miejsce, skąd tryska krew. I czekać. On umarł prawdopodobnie z pięć, dziesięć minut przed karetką. Żanetka pokazywała mi, jak go reanimowała. Ona była przez kilka godzin w szoku. Jak na nią patrzyłam, to mi się serce ściskało - wspomina pani Izabela.

Grzegorz P. został zatrzymany przez policję. Mężczyzna krótko po zdarzeniu nawet nie uciekał, ponoć zwyczajnie oddalił się spacerem. 46-latek odpowie za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, za co grozi mu dożywocie. - Zrobię wszystko, poruszę ziemię, żeby dostał jak najwyższy wymiar kary - mówi pani Izabela. 20-letni Martin miał przed sobą całe życie. Niedawno zdał maturę. Chodził na kurs ze sprzedaży internetowej i kas fiskalnych. Miał szansę na staż, a potem na regularną pracę. Uwielbiał jeździć na rowerze. Mógł to robić cały czas. Już nigdy nie pojedzie jednośladem. Pogrzeb chłopaka odbył się w czwartek 15 lipca.

Sonda
Na jaką karę zasłużył Stefan W. - zabójca prezydenta Gdańska?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki